Zastanawialiśmy się od dłuższego czasu, czy Tadeusz Tabencki unikał jakichkolwiek kontaktów medialnych. Jakiś czas temu okazało się, że niekoniecznie - otrzymaliśmy między innymi wycinki z gazet z lat osiemdziesiątych, traktujące o kolekcji i jej właścicielu. Prawdziwym hitem było jednak odkrycie wywiadu przeprowadzonego na początku lat dziewięćdziesiątych, w którym Tadeusz Tabencki opowiada trochę o swoim życiu, o sporcie oraz o tajemniczej kolekcji modeli kolejowych. Z racji bardzo słabej jakości wywiadu wykonaliśmy jego transkrypcję i podzieliliśmy go na dwie części - zapraszamy Was serdecznie do przeczytania części pierwszej!
Wywiad wydaje nam się być nieco niekompletny - mamy wrażenie, że zaczął się chwilę wcześniej. Wersję audio opublikujemy dopiero za dłuższy czas - musimy ją trochę oczyścić.
Dziennikarz: Czy może Pan opowiedzieć o swoim zbiorze?
Tadeusz Tabencki: Pyta Pan o zbiory?
Dziennikarz: O zbiorze, bo mówił Pan, że w okresie okupacji już Pan rozpoczął zbieranie.
Tadeusz Tabencki: Nie. Ja byłem kolekcjonerem już w gimnazjum, gdzie chodziłem w Krakowie do siódmego gimnazjum. Zacząłem interesować się modelami kolejowymi. Pan widział te moje modele kolejowe?
Dziennikarz: Jeszcze nie.
Tadeusz Tabencki: Więc ja mam dużą kolekcję modeli kolejowych w skali 1:32. Są to parowozy. Można z nich ułożyć kompletną makietę kolejową na przestrzeni z dworcem i całym wyposażeniem sygnalizacyjnym, peronami, ludźmi, zwierzętami i innymi urządzeniami. Kompletnie wszystko. Dla ciekawości Panu pokażę. Są wagony, napęd jest ropny i to jest Union Pacyfic, fabryka to jest Lionel.
Dziennikarz: L-I-O-N-E-L… To jest produkowane w Stanach Zjednoczonych?
Tadeusz Tabencki: Tak.
Dziennikarz: Jest to rzeczywiście bardzo wierne...
Tadeusz Tabencki: To jest względnie wierne, solidnie zbudowane, ale zachowany jest ogólny kształt, natomiast dokładność wykonania jest problematyczna, nie ma tych wszystkich szczegółów proporcjonalnych do prawdziwych. Są pewne, jak to by się wyrazić, niedokładności wykonania przy zachowaniu dokładnych kształtów. Takich lokomotyw mam około stu.
Dziennikarz: Sto lokomotyw?
Tadeusz Tabencki: Tak.
Dziennikarz: Ojej, to bardzo dużo!
Tadeusz Tabencki: Z całego świata.
Dziennikarz: Czy jest jakiś większy kolekcjoner, który ma więcej w zbiorach w Polsce?
Tadeusz Tabencki: Raczej nie… Wątpię czy w ogóle jest drugi taki kolekcjoner, który miał tyle w tej skali. Wie Pan, bo mają, są kolekcjonerzy, ale to mają takie w granicach możliwości – PIKO, 16 mm, te małe, ale takich dużych – pociąg taki jest długości około 6 metrów. Więc urządzić taką wystawę to wymagałoby przestrzeni około 24 metrów, z uwagi na to, że stacja kolejowa musi być dłuższa jak długość pociągu.
Dziennikarz: A co Pana zapasjonowało w kolejach akurat? Dlaczego akurat koleje?
Tadeusz Tabencki: Proszę Pana, w gimnazjum, wtedy mieszkałem w Krakowie, chodziłem go gimnazjum siódmego i należałem do harcerzy. Na Placu Jabłonowskich urządzono wystawę harcerską i między tymi eksponatami zauważyłem model pociągu, który był eksponowany na tej wystawie.
Dziennikarz: Który to mógł być rok?
Tadeusz Tabencki: To był gdzieś rok… Ja zdawałem maturę w 1930… w 1929, a więc był to 1925 rok. I od tej chwili zacząłem się interesować tymi pociągami. Ale równocześnie były pierwsze przesmyki radiofonizacji kraju. Zaczęło się to od detektorów, takich aparacików i w klasie piątej gimnazjalnej założyłem „Kółko Przyjaciół Radioodbiorników”. Polegało to na tym, że nawiązaliśmy kontakt z firmami handlującymi sprzętem radiowym i montowaliśmy aparaty, które oni później odsprzedawali, bo to były początki radia. Robiliśmy takie prymitywne aparaty lampowe i z tego mieliśmy pewne zyski. Za te pieniądze kupiłem sobie pierwszy motocykl.
Dziennikarz: Jaki to był motocykl?
Tadeusz Tabencki: To był używany motocykl Puch.
Dziennikarz: Puch? Polski?
Tadeusz Tabencki: Nie, austriacki. Wtedy byłem w piątej klasie i już byłem motocyklistą i od tej pory zaczęła się moja kariera samochodowa.
Dziennikarz: Tak, ale mówi Pan, że najpierw były kolejki, prawda? I równolegle Pan zbierał?
Tadeusz Tabencki: I równolegle do sportu motorowego kolekcjonuję do dnia dzisiejszego kolejki.
Dziennikarz: Ale skąd Pan je, że tak powiem, zdobywał i skąd Pan teraz je zdobywa? Czy to są powiedzmy firmy, które się w tym specjalizują?
Tadeusz Tabencki: Jak ja zdobywałem te pociągi… W różny sposób, przez znajomych, przez ogłoszenia w gazetach, przez domy i składy z zabawkami można było nabyć też niektóre modele, a później pracowałem jako… Chodziłem na Uniwersytet w Krakowie, Uniwersytet Jagielloński w Krakowie i z powodu zainteresowania się sportem, nabyłem sobie samochód sportowy, pierwszy mój samochód Fiat 501.
Dziennikarz: 501? Fiat?
Tadeusz Tabencki: 501 Fiat, sportowy, dwuosobowy. Później taki samochód sukcesywnie zamieniałem na inny i dostałem samochód Bugatti T35.
Dziennikarz: Kupił Pan?
Tadeusz Tabencki: Kupiłem samochód Bugatti T35.
Dziennikarz: Ile to wtedy kosztowało?
Tadeusz Tabencki: Taki nowy samochód kosztował około 5 tysięcy dolarów.
Dziennikarz: 5 tysięcy dolarów to była wtedy przecież ogromna suma pieniędzy! Dolar też był wtedy przecież…
Tadeusz Tabencki: Dolar 4 złote kosztował.
Dziennikarz: No to dużo.
Tadeusz Tabencki: No.
Dziennikarz: Ale Pan kupił używanego?
Tadeusz Tabencki: Używanego. Przez firmę, która bezpośrednio współpracowała z fabryką Bugatti, z Panem Bugattim w Molsheim. Tak, że ja jestem jako nabywca samochodu bezpośrednio z fabryki Bugatti. Tym samochodem brałem udział w różnych imprezach sportowych.
Dziennikarz: A w którym roku Pan go kupił tak plus minus?
Tadeusz Tabencki: Muszę zobaczyć w katalogu.
Dziennikarz: Czyli w 1928 roku ten Bugatti, 35C? Ten, który tu jest na rycinie, tak?
Tadeusz Tabencki: Tak. Tu, tu tu! Bo tu ja jestem! Tak!
Dziennikarz: Wspaniałe! I ma Pan go do dzisiaj?
Tadeusz Tabencki: Nie, później zamieniłem… Później nastąpiły pewnego rodzaju historie, że miałem wypadek…
Dziennikarz: Wypadek Pan miał? Poważny?
Tadeusz Tabencki: Tak. Wie Pan, troszkę zniekształciło mi… Podczas jednego z wyścigów uderzyłem w dom. W czasie próby była wspaniała pogoda, a ponieważ dalej nie było asfaltowych dróg, tylko były bite drogi, to było w górach i po treningu nastąpiła olbrzymia burza, a ponieważ osłona drzew w pewnych odcinkach zasłaniała sytuację drogi, to w tych miejscach droga była błotnista. A stało się to na zakręcie i jak wjechałem w ten zakręt w czasie wyścigu, pamiętając poprzednią nawierzchnię jaka była normalna do przyjęcia, zastosowałem poślizg i zboczyłem z trasy. Chciałem wyjść z sytuacji i za bardzo skręciłem… I zamiast na drogę – uderzyłem w dom! W czasie tego złamałem nogę, miałem złamaną podstawę czaszki i tutaj mniej więcej usta…
Dziennikarz: I przerwaliśmy, że to nie jest to Bugatti, które Pan ma tu…
Tadeusz Tabencki: Nie. Tego Bugatti ja się pozbyłem i później dostałem drugie Bugatti, które też było zamówione przez spółkę w roku…
Dziennikarz: A ta spółka kupowała po prostu od Bugattich, tak?
Tadeusz Tabencki: Ta spółka to było przedsiębiorstwo handlowe…
Dziennikarz: W 1929 roku?
Tadeusz Tabencki: W 1930 roku. To jest to. I ten samochód mam do dnia dzisiejszego.
Dziennikarz: I to jest Typ 35B chyba?
Tadeusz Tabencki: 35C.
Dziennikarz: Dużo jest takich egzemplarzy?
Tadeusz Tabencki: Wszystkich?
Dziennikarz: Tych „C”.
Tadeusz Tabencki: To muszę sprawdzić. Generalnie, Bugatti Klub prowadzi Pan Conway. Jest wiceprezesem klubu i prowadzi ewidencję pojazdów Bugatti na całym świecie.
Dziennikarz: Jak to się piszę? Conway? Tak?
Tadeusz Tabencki: Tak, tak. Jestem członkiem tego klubu od trzydziestego-któregoś roku i do dnia dzisiejszego otrzymuję stale biuletyny, jeden ostatnio.
Dziennikarz: Często te biuletyny wychodzą?
Tadeusz Tabencki: Poprzednio wychodziły co miesiąc, obecnie wychodzą kwartalnie. Tu jest print.
Dziennikarz: I to jest wszystko co dotyczy Bugatti, sprzedaż, kupno…
Tadeusz Tabencki: Nie, nie. To nie jest handlowy. To jest informacyjno-sportowy. I z tą różnicą, że w poprzednich latach to czasopismo informowało wyłącznie o sprawach Bugattiego. Dzisiaj, wszystkich Bugatti jest niewiele na świecie…
Dziennikarz: A ile? Tak plus minus?
Tadeusz Tabencki: Jest ich około… Istnieją różne typy samochodów Bugatti, i w tych typach są różne ilości. Tu sumarycznie trzeba by wziąć komputer i zliczyć.
Dziennikarz: A tak orientacyjnie ile ich jest? Kilkaset?
Tadeusz Tabencki: Zaraz tu Panu… Mam komputer, tylko, że przy tym świetle nie można.
Dziennikarz: Czyli mamy ich 450 wszystkich…
Tadeusz Tabencki: Około.
Dziennikarz: "Bugatti Book" – to jest Pana Conway’a książka?
Tadeusz Tabencki: Conway'a, tak.
Dziennikarz: Ale najrzadszy to jest ten typ chyba… Royale? Ten, który został sprzedany…
Tadeusz Tabencki: Do Pana Burtona. Royale, ich było 7 sztuk. Jest 6, bo jeden się utopił…
Dziennikarz: Na Andrea Dorii?
Tadeusz Tabencki: Tak, to jest ten typ, tu.
Dziennikarz: Tak, ten co ostatnio sprzedano…
Tadeusz Tabencki: Tak, to jest ten samochód, tu jest właściciel.
Dziennikarz: I chyba ze względu, że jest taki rzadki to jest taki drogi?
Tadeusz Tabencki: Rzadki, no bo 6 sztuk tylko jest w świecie.
Dziennikarz: Ale myśmy tu patrzyli, co Pan ma, to też rzadkie są dosyć, bo trzydzieści-kilka ich było, trzydzieści jeden było tego 35B tylko…
Tadeusz Tabencki: Obecnie jest! Te cyfry, które Panu podałem to nie są ilości wyprodukowanych przez fabrykę, tylko ilości, które do dzisiaj znajdują się w posiadaniu prywatnych właścicieli. Fabryka wyprodukowała więcej. Dużo z tych samochodów zostało uszkodzonych w czasie wyścigów, w czasie wojny… Zdewastowanych, tak? Także trudno jest osądzić… My mamy możliwości zidentyfikowania ilości sztuk wyprodukowanych przez fabrykę w danym okresie czasu. Są to tylko wiadomości, które Pan Conway zdobył na podstawie zarejestrowanych właścicieli samochodów.
Dziennikarz: Tak, rozumiem.
Tadeusz Tabencki: Także fabryka wyprodukowała naprawdę dużo więcej. Natomiast, tych siedem T41 to była produkcja dokładnie taka, jaką fabryka wypuściła na rynek. Siedem sztuk. I z tych siedmiu sztuk wszystkie się zachowały w idealnym stanie do dnia dzisiejszego, prócz tej jednej, która nieszczęśliwie spoczywa na tym statku.
Dziennikarz: Tak, proszę Pana – czy w Polsce są jeszcze posiadacze, oprócz Pana, samochodów Bugatti?
Tadeusz Tabencki: Oprócz mnie, samochodów Bugatti przed wojną miał bardzo duży szereg ludzi. Ale dzisiaj to już prawie nikogo nie ma… Zdaje się, że ja jestem wyłącznie posiadaczem, tak mi się wydaje.
Dziennikarz: No tak, bo w końcu jeździ Pan na rajdy, ma Pan kontakty…
Tadeusz Tabencki: Tak. Na razie tym samochodem nie jeździłem, dlatego, bo to samochód czysto wyścigowy i on był tylko na wyścigi.
Dziennikarz: Ale mówił Pan, że przed wojną już Pan brał udział w rajdach?
Tadeusz Tabencki: Brałem udział w rajdach, ale nie na tym samochodzie. Ja jeździłem na samochodzie Bugatti, a mój też taki sportowy to był Fiat, później był… Tych samochodów to miałem bardzo dużą ilość dlatego, bo… skąd pieniądze na to? Ja trudniłem się rysowaniem reklam, byłem grafikiem równocześnie i rysowałem reklamy dla firm Philipsa, Telefunkena, Polskiego Fiata, Wartykowski w Poznaniu… Cały szereg różnych reklam… I malowałem też fragmenty kościołów.
Dziennikarz: Żeby jakieś dochody mieć, tak?
Tadeusz Tabencki: Miałem dochody, które w moim wieku i jako kawalerowi pozwalały ewentualnie inwestować w samochody.
Dziennikarz: Ale mówił Pan, że był Pan też prawnikiem, inżynierem…
Tadeusz Tabencki: Tak, tak. Uniwersytet skończyłem w Krakowie…
Dziennikarz: W Krakowie uniwersytet, kierunek prawo?
Tadeusz Tabencki: Kierunek Prawo – razem z moim bratem, gdzie razem we dwójkę chodziliśmy. Nawet ten indeks tu gdzieś leży…
Dziennikarz: Ale potem pracował Pan, już jak ukończył Pan uniwersytet…
Tadeusz Tabencki: Później pracowałem już jako prywatna inicjatywa w dzisiejszym pojęciu i zajmowałem się grafiką. Dla Philipsa i Telefunkena rysowałem aparaty, do gazet też, dla polskiej produkcji odbiorniki Echo i cały szereg innych… Rowery Łucznik z Radomia!
Dziennikarz: To znaczy mówi Pan o reklamie?
Tadeusz Tabencki: O reklamie, tak. I to były dosyć dobrze płatne sytuacje, tak. Dysponowałem wtedy możliwością i zasobem pieniężnym, który umożliwiał mi branie udział w różnych imprezach sportowych.
Dziennikarz: Rozumiem. Ale był Pan też ekspertem-grafologiem sądowym?
Tadeusz Tabencki: A jednocześnie, w czasie mego malowania kościoła w Sulmierzycach poznałem profesora Michalskiego, który miał córkę i z tą córką się ożeniłem, a profesor Michalski oprócz malarstwa zajmował się grafologią. I ja byłem jego asystentem i zostałem takim, jakby się to wyrazić, drugim ekspertem grafologii sądowej dla celów sądowych…
To już wszystko w tej części wywiadu - zapraszamy do przeczytania drugiej części już za jakiś czas!
Transkrypcja: Marcin Zachariasz
Zdjęcia: Archiwum prywatne autorów, Tomasz Skrzeliński, Jerzy Wawrzyński