Tajemniczy Plymouth

Kto z Was chociaż raz nie oglądał przecenionego motoryzacyjnym klimatem horroru pt. „Christine”, którego główna „bohaterka” była krwiożerczym Plymouthem Fury? Pracujący nad filmem John Carpetner i autor książkowego pierwowzoru złowieszczego wozu - Stephen King, mieliby zapewne pomysł na scenariusz do kilku kolejnych części, gdyby inspirowali się historią kolekcji Tadeusza Tabenckiego. Kto wie, może ogromny Plymouth zaparkowany w białym pawilonie byłby godnym następcą „bestii z Detroit”? Tego nie wiemy, ale zapraszamy Was na podróż o parę dekad wstecz, aby przyjrzeć się historii jednego z bardziej mistycznych pojazdów w kolekcji!

Centrum Warszawy, lata sześćdziesiąte. Po brukowanych uliczkach mknie nad ranem biała poświata. Pojazd porusza się niemalże bezszelestnie - choć, gdy przyjdzie co do czego – potrafi on w mig pokazać swoje rogi. Jego chromowane „brewki” odbijają refleksy gasnących na mieście latarni, a wysunięte z tyłu płetwy lekko muskają chłodne poranne powietrze...

To z pewnością nie jest zwyczajny pojazd. Samochodem tym jest amerykańska piękność – Plymouth Sport Fury, rocznik 1959. Tabencki twierdził, że użytkował go nie kto inny jak sam Roman Polański – znany polski reżyser filmowy, twórca takich dzieł jak „Nóż w wodzie”, „Dziecko Rosemary” czy „Ssaki” . Samochód był niezwykle zgrabną wersją coupe, które posiadało dostojny dach typu hardtop i białą barwę karoserii. Ekskluzywne wnętrze zostało wyposażone w obrotowe fotele, które bardzo ułatwiały wsiadanie do luksusowego i jakże niskiego pojazdu. Tylna klapa posiadała natomiast niewielkie wybrzuszenie, pod którym z gracją skrywało się koło zapasowe – zapewne z charakterystycznym dla tamtych czasów, białym paskiem na oponie. Jedna z legend głosi, że ten sam egzemplarz miał być prezentem dla ówczesnej wybranki reżysera, która mieszkała w Polsce. Kto wie, może na poniższej fotografii uchwycono ten sam pojazd?

„Tadeusz zauważył, że stojący u niego krążownik bardzo mi się spodobał. Pozwolił mi wsiąść do środka. Samochód był przeogromny, a siedząc za kierownicą nie było widać końca jego maski! Pamiętam też, że miał stłuczoną przednią szybę” – wspomina Elżbieta Woźniak, znajoma Tadeusza Tabenckiego.

Zastanawiacie się pewnie, dlaczego Tabencki mając tak potężne zaplecze zapasowych części, nie wymienił stłuczonej szyby? Z uszkodzeniem tym wiąże się pewna historia, którą całkiem niedawno przytoczyła nam jedna z osób znająca grodziskiego kolekcjonera w przeszłości. Za wymienioną wyżej szkodę miała być odpowiedzialna dawna partnerka Romana Polańskiego, która w akcie niekontrolowanej złości - rzuciła w zaparkowany na warszawskim dworcu samochód - ciężką gaśnicą… Miało to spowodować widoczną na zdjęciach szkodę, której nie tak łatwo można było zaradzić w tamtych czasach.

Przy tej okazji chcielibyśmy rozwiać jedną z plotek, z której treści wynikało, że owy Plymouth równie dobrze mógł być prywatnym samochodem śp. Wojciecha Frykowskiego – znanego producenta filmowego i lubującego się w dobrych maszynach przyjaciela Romana Polańskiego. W odpowiedzi od jego rodziny otrzymaliśmy wiadomość, która stanowczo zaprzeczała jakiekolwiek doniesienia o posiadaniu przez Wojciecha Frykowskiego takiego modelu samochodu. Inna z legend dotyczy zupełnie innej historii. Tragicznie zmarła żona Romana Polańskiego – Sharon Tate, w samej końcówce lat pięćdziesiątych brała udział w kampanii reklamującej modele Plymoutha na rok 1959, czyli gamę samochodów, do których zaliczała się odmiana Sport Fury! Czyżby owy egzemplarz miał z tym jakiś związek?

Na informację związaną z tym tematem natknęliśmy się całkiem niedawno w podesłanych nam przez Ryszarda Marka Perczaka skanach autorskich artykułów związanych z kolekcją Tadeusza Tabenckiego. Tekst pochodzi z rubryczki „Weterani Szos”, która w 1988 roku pojawiała się w „Dzienniku Łódzkim”.

"Jest jeszcze jedno cacko w tej galerii. Jego wartość polega na legendzie, którą jest owiany. Nieco zniszczony, biały Plymouth należący niegdyś do Romana Polańskiego. Podobno znany reżyser otrzymał go od Sharon Tate w pierwszą rocznicę ich ślubu. Krążyły plotki, że Plymouth ma oprócz białej karoserii, tapicerki i opon - srebrne klamki, popielniczki oraz zderzaki. Być może kiedyś liczące sześć i pół metra auto miało to wszystko. Dziś elementy te są, ale wykonane z najnormalniejszych blach pokrytych chromem. Długość auta miała być związana z wymiarami łóźka pary artystów. Kiedyś przy okazji zapytamy Romana Polańskiego ile prawdy jest w tym co wyżej napisałem. Faktem jest, że samochód stoi obecnie w Grodzisku" – głosi tekst jednej z rubryczek. Czy jest to jednak prawda, a może to tylko podkoloryzowana przez dawnego właściciela samochodu historia? Tego póki co nie wiadomo…

Po odsprzedaży samochodu - rzekomo z rąk Polańskiego - trafił on na jeden z placów znanego w Warszawie handlarza starymi samochodami. Mogło to mieć miejsce w latach siedemdziesiątych, kiedy to podobne konstrukcje były uważane w dużej mierze za „landary, do których wciąż brakuje części”.

„Ten biały Plymouth był już u tego handlarza w dość marnym stanie. Blacha była w nim jak cienka firanka. Ale była to rzadkość. Remont samochodu został już przeprowadzony u mnie. Następnie odsprzedałem samochód Dziadkowi, a ten wstawił go sobie na halę. Silnik Plymoutha istnieje do dzisiaj” – nadmienia dawny znajomy Tadeusza Tabenckiego.

Finału zaplanowanej renowacji Plymouth się jednak nie doczekał. W Grodzisku Mazowieckim był on jedną z kilku garażowych ciekawostek, którymi Tadeusz Tabencki lubił zaskakiwać odwiedzających go gości. Większość oryginalnych chromów była popakowana w kartony. Prócz nich, brakowało też oryginalnych świateł, które znajdowały się zapewne w wypełnionym po brzegi zapasowymi częściami bagażniku. Co jednak trzeba przyznać – każdy z chromowanych elementów był zawsze restaurowany z ogromną precyzją i mistrzowską pieczołowitością. Zajmowały się tym wyspecjalizowane warsztaty w Warszawie, do których części Tabencki dostarczał osobiście. Jak głosi jedna z historii – sporo z nich do dzisiaj nie zostało odebranych… Z tego co udało nam się dowiedzieć, Tadeusz dosyć rzadko pozbywał się eksponatów ze swojego głównego pawilonu znajdującego się przy ul. Orląt. Potwierdzić to może skan jednej z odręcznie zapisanych przez niego kartek, której skan jest w naszych rękach. Kartka z lat osiemdziesiątych mogła być listą wozów przeznaczonych na wymianę lub szybką sprzedaż. Znalazł się na niej również zapisek dotyczący Plymoutha.

„Tadeusz wspomniał pewnego razu, że Polański chciał pewnego razu odkupić od niego swój dawny wóz. Miało to być jakoś po jego powrocie ze Stanów Zjednoczonych do Polski. Tadzio miał się jednak na to – nie wiedzieć czemu - nie zgodzić i zostawić auto u siebie…” – wspominała podczas jednej z rozmów osoba znająca grodziskiego kolekcjonera w przeszłości.

Wraz z nadejściem 1996 roku i nagłą śmiercią Tadeusza Tabenckiego – w zaledwie kilka miesięcy po tym wydarzeniu, nietuzinkowy samochód przestał być bezpieczny w swoim dawnym miejscu. Choć wielu rzeczy nie dało się z niego odkręcić, to o wiele większym zagrożeniem okazali się być okoliczni wandale odwiedzający to miejsce. Zaliczała się do nich grupka kilku dzieciaków, które włamały się do głównego pawilony i urządziły sobie z dachu wiekowej maszyny… trampolinę! Po całkowitej demolce górnej części nadwozia – w wyrobionym od skoków wgłębieniu zaczęła powoli zbierać się woda.

Na takie obrazki nie mógł patrzeć jeden ze znajomych Tadeusza Tabenckiego - Krzysztof, który postanowił coś z tym zrobić. Wiedział on bowiem, że syn właściciela kolekcji nie darzy sentymentem większości samochodów swojego ojca, a niektóre z nich wręcz chętnie oddaje w zamian za postawienie nowego ogrodzenia czy chybotliwego płotu. Stare szafy, którymi zastawiony był dawny samochód Romana Polańskiego zostały bardzo szybko odsunięte, a ważąca kilka ton maszyna w przeciągu kilku chwili znalazła się na zewnątrz. Następnie wóz został zabrany z działki za zgodą syna grodziskiego kolekcjonera, który bardzo często utwierdzał się w słowach, iż samochody jego ojca to istne przekleństwo…

Według naszych ustaleń – Plymouth znajduje się obecnie w dobrych rękach i przeszedł kompleksową renowację. Nie jest on już w stu procentach oryginalny jak było to przed laty, ale najważniejsze, że nie skończył jako wybebeszony wrak gnijący na jednym z okolicznych złomowisk. Gdziekolwiek teraz się znajduje – jego dawna historia wciąż krąży w jego zabójczo pięknej karoserii, a w lusterku wstecznym nadal odbija się „dziwny świat, szalonych sześćdziesiątych lat!”

Na powyższym zdjęciu widać fabryczny komplet kluczyków do legendarnego Plymoutha. Na niektórych z nich widniało wówczas logo Chryslera, który silnie kolaborował z nieistniejącą już dzisiaj niestety marką. Czy faktycznie niegdyś te kluczyki były w rękach Romana Polańskiego bądź Sharon Tate? Mamy nadzieję, że kiedyś poznamy całą prawdę - a na razie potraktujmy tą historię jako kolejną legendę o samochodzie z grodziskiej kolekcji. Sporo narosło tych legend przez te wszystkie lata, nieprawdaż?

Tekst: Bartłomiej Ślusarek/Marcin Zachariasz

Zdjęcia: Krzysztof Werkowicz, Ryszard Marek Perczak, Jerzy Wawrzyński, Tomasz Szczerbicki, archiwum autorów strony