Prawda czy fałsz II - anegdoty

Zauważyliśmy, że ostatni artykuł z tej serii bardzo Wam przypadł do gustu. Cieszy nas to niezmiernie – w końcu kto nie chciałby poczytać nowych ciekawostek związanych z tajemniczą jeszcze do niedawna kolekcją i jej właścicielem? Udało nam się uzbierać jeszcze kilka dodatkowych historii - i właśnie dzisiaj zapraszamy Was na drugą część cyklu „Prawda czy fałsz”, który jak mamy nadzieję również się Wam spodoba.

1. Kontakt z rodziną Ferdynanda Porsche

Prawdą jest, że Tadeusz Tabencki utrzymywał kontakt z osobami bezpośrednio związanymi z marką Porsche. W zeszłym roku mieliśmy okazję przyjrzeć się z bliska wielkiej księdze, która w całości poświęcona była Porsche 356. Już po przerzuceniu kilku początkowych kartek, naszym oczom ukazała się starannie napisana dedykacja. Jej autorami byli dawni pracownicy fabryki Porsche, którzy w ciepłych słowach pozdrawiali grodziskiego kolekcjonera i życzyli mu wszystkiego dobrego na nadchodzący – jeśli nas pamięć nie myli - 1993 rok.

Znana jest nam także inna anegdota, która sięga jeszcze lat osiemdziesiątych. Wtedy to właśnie Tadeusz miał opowiadać, że jedna z jego sióstr związała się po wojnie z którymś z członków rodziny Ferdinanda Porsche i to właśnie od nich dostaje on związane z legendarną marką gadżety, niektóre z zapasowych części, a nawet i kompletne samochody. Historia ta, zostałaby pewnie uznana przez wielu za zwykłą legendę, gdyby nie wspomnienie jednego z dalszych członków rodziny Państwa Tabenckich, z którym mieliśmy okazję kiedyś porozmawiać. Potwierdził on informację, jakoby to właśnie jedna z sióstr Tadeusza zaraz po II wojnie światowej wyszła za mąż za pewnego Austriaka, z którym w niedługim czasie też zamieszkała. W związku z tą sprawą kontaktowaliśmy się kilkukrotnie z korespondentami Porsche. Poszukiwania w archiwach wciąż trwają…

2. Żurek z Ferrym

Skoro obracamy się już w tematach ściśle „porschowskich”, to warto przytoczyć tutaj inną anegdotę, którą jeszcze kilka lat temu miał dzielić się sam Wacław Tabencki. Osoby obracające się w jego otoczeniu wielokrotnie słyszały, że przed laty Grodzisk Mazowiecki odwiedził Ferry Porsche - syn Ferdinanda Porsche oraz pomysłodawca kultowego modelu 911. Jego nadrzędnym celem miały być wtedy odwiedziny u Tadeusza Tabenckiego i zwiedzanie jego kolekcji. Panowie mieli wtedy świetnie się dogadywać za sprawą dobrej znajomości języka niemieckiego, którą jeszcze za młodu wykazywał się grodziski kolekcjoner. Historia jak marzenie, prawda?

Jednak nie każdy brał ją na poważnie. Gdy pewna grupa rozmówców syna Tadeusza zasłaniała się pobłażliwym uśmiechem i zaczynała powoli traktować jego opowieść z dużą rezerwą – podirytowany Wacław momentalnie miał sięgać do jednej z kieszeni swojej ciemnozielonej kurtki i prezentować im wymiętą fotografię. Stare zdjęcie miało przedstawiać siedzących przy ogrodowym stoliku Tadeusza i Ferry’iego, którzy wspólnie spożywali obiad. Nawet nie jesteście w stanie sobie wyobrazić, jak ta historia rozpaliła naszą wyobraźnię!

3. Wciąż żywe wspomnienie

Jak zdążyliście już zauważyć, prowadzony przez nas cykl „Prawda czy fałsz” obfituje nie tylko w legendy i niedopowiedziane historie. Prezentujemy na jego łamach także wspaniałe wspomnienia z przeszłości, które wciąż żyją w pamięci wielu osób. Jedną z takich właśnie archiwalnych wypowiedzi podesłał nam jakiś czas temu Piotr Stankiewicz. Autor wypowiedzi pozostaje jak na razie anonimowy.

„Tak się składa, że w roku 1986 miałem okazje poznać Tadeusza Tabenckiego. Byłem u niego kilka razy z kolegą, który napalił się na zakup Fiata X1/9 albo Opla GT. Obydwa te samochody stały w hali w bardzo dobrym stanie. Oprócz tego były tam jeszcze sportowe Bugatti, BMW Dixi, a nawet samochód Polańskiego – ale jego marki już nie pamiętam. Wszystkie pojazdy były odnowione, albo ich renowacja dobiegała końca. Pan Tabencki był bardzo sympatycznym i kulturalnym człowiekiem. Godzinami opowiadał o historii motoryzacji i planach otwarcia muzeum. Niestety, samochodów mojemu koledze sprzedać nie chciał. Byliśmy także u niego w domu, który był dosłownie zawalony książkami i akcesoriami motoryzacyjnymi. Ale już wtedy jego plany były nie do zrealizowania. Państwo nie chciało udzielić mu pomocy, a on sam był już schorowany. Szkoda, bo na niektórych zdjęciach znajdujące się w garażu resztki przedstawiają dokładnie to samo Porsche, które wtedy było na chodzie i Tadeusz Tabencki jeździł nim na co dzień.”

Czyżby chodziło o właśnie nasz egzemplarz? Jeśli autor tej wypowiedzi to czyta, to chcielibyśmy zapewnić go, że dokładnie ten sam wóz jeszcze powróci na drogi!

4. Motocykl za parę złotych

Tą historię również podesłał nam Piotrek. Dotyczy ona jednego z tematów, który wciąż bardzo interesuje niemałą część naszych obserwatorów i tak samo jak w przypadku poprzedniej opowieści – został on poruszony przez anonimową w Internecie osobę.

„A ja kiedyś byłem tam za dzieciaka z kolegą. Po tym jak dostaliśmy od dziadka Rometa – jeździliśmy Ogarem po całej okolicy Grodziska, gdzie też mieszkaliśmy. Był to może 2001, 2002 rok. Zobaczyliśmy tą kolekcję i zapytaliśmy ludzi, którzy tam byli, czy możemy to wszystko pooglądać. I wtedy to prawdopodobnie syn Tadeusza, który to odziedziczył pokazał nam całą kolekcję. Miał klucze do wszystkich pomieszczeń! Na naszą podnietę pokazał nam jakiś motor (chyba była to MZ-ka 250). Chciał ją nam odsprzedać za 200 złotych. Wtedy były to śmieszne pieniądze jak za ten motor, ale on powiedział, że albo decydujemy się teraz, albo zaraz ją wywozi. Ogólnie na podwórku stały wtedy z 4 samochody z przyczepami, które zabierały mnóstwo części ze wszystkich stojących tam aut. Dzisiaj, gdy mam 25 lat, totalnie nie rozumiem myślenia tego człowieka, który mając w rękach dosłownie miliony – wszystko tak zaprzepaścił! Wciąż pamiętam te wszystkie samochody i motocykle. Te na dworze wyglądały już na trochę zaniedbane, ale było ich mnóstwo! Żal takiej kolekcji…”

5. A może coś nowszego?

Prócz zbieranych przez Tadeusza klasycznych pojazdów, co jakiś czas lubił on powzdychać do nieco nowocześniejszych konstrukcji samochodowych. Jedna z takich sytuacji miała miejsce w połowie lat osiemdziesiątych, kiedy to podczas mroźnej zimy, grodziskiego kolekcjonera odwiedził Pan Paweł Brukszo, którego pasją również są zabytkowe samochody. Pod znajdującą się przy ulicy Krasińskiego posesję przyjechał on wtedy swoim BMW E30. Gdy Tadeusz odprowadzał już swojego gościa, momentalnie spostrzegł sportowy samochód, który stał zaparkowany tuż przy jego bramie i od razu chciał mu się lepiej przyjrzeć. Podczas krótkich oględzin, Tadeusz podzielił się ze swoim gościem informacją, że sam obecnie rozgląda się za jakimś nowszym samochodem do jazdy codziennej. Zdradził, że podoba mu się nowy i dobrze wyposażony model Mercedesa W124, powołując się przy okazji na swoją znajomość z Panem Sobiesławem Zasadą, który w tamtym czasie posiadał już własny salon Mercedesa. Następnie Tadeusz pożegnał się i następnie dosiadł swojej motorynki, którą w dziarskim stylu pognał nią po skutej lodem drodze – najprawdopodobniej do pobliskiego sklepu.

6. Składany dach

Nie jesteśmy do końca pewni, czy aby przypadkiem już kiedyś nie prezentowaliśmy Wam tej historii, ale zawsze wychodzimy z założenia, że ciekawe rzeczy warto przypominać 😉 Anegdotą podzielił się z nami jeden z dawnych sąsiadów Tadeusza, którego pasją do dziś są leciwe maszyny.

„Wybraliśmy się kiedyś z Tadkiem na jakąś imprezę do Niemiec. To mogły być lata siedemdziesiąte, nie pamiętam już tego dokładnie. Jechaliśmy tuż za sobą, aby w razie jakiejś awarii każdy z nas był w pobliżu. Gdy przekroczyliśmy już niemiecką granicę, nagle złapała nas olbrzymia ulewa. Dla innych uczestników to nie było nic szczególnego, ale my jechaliśmy wtedy w dwa kabriolety – ja swoją 170-tką, a Tadeusz swoim flagowym Mercedesem 500K. On założył swój dach bez problemu, ale ja miałem wówczas sam stelaż bez odpowiedniego poszycia. Tadek śmiał się wtedy, że jeśli dalej tak będzie padać to mój samochód będzie bardziej przypominał zalaną wodą wannę, niż przedwojennego Mercedesa!”

7. Dziurawy bak

Może i Mercedes 500K Tadeusza miał sprawny i przede wszystkim szczelny dach, ale posiadał też jedną wadę, o której wspominał na łamach naszej strony już kiedyś Pan Mirosław Wnuczek. Niedociągnięciem tym był dziurawy zbiornik paliwa, którego Tadeusz za żadne skarby świata nie chciał zreperować. Każdy, kto chciał wybrać się na przejażdżkę łasym na benzynę Mercedesem musiał liczyć się z tym, że w jego bagażniku już na starcie musiały znajdować się dodatkowe kanistry z benzyną. Czy był to niezwykle oryginalny patent antykradzieżowy? A może coś w tym zbiorniku było przechowywane?

„Doskonale pamiętam jak podczas jednego z zagranicznych rajdów Tadeusz co 100 kilometrów musiał zjeżdżać na stację benzynową. Zalewał wtedy do pełna swój rezerwowy zbiornik w Mercedesie i później mógł cieszyć się jazdą przez kolejny taki dystans” – wspomniał nam kiedyś Pan Tomasz Hebdzyński, były właściciel sportowego Fiata Balilla, który trafił następnie do grodziskiej kolekcji.

8. Plaga Peugeotów

Pod koniec życia Tadeusza Tabenckiego, na jego obydwóch najsłynniejszych działkach można było dopatrzeć się kilkunastu świeższych, aczkolwiek nieco bardziej ciekawych niż wysłużony maluch czy syrenka pojazdów. Do takich „pakietów” zaliczały się przede wszystkim samochody francuskie jak Renault 8, 10, czy 16, które przed laty były wielką dumą swoich polskich właścicieli. Podobna sprawa dotyczyła też wygodnych sedanów klasy średniej, jakimi były Peugeoty 504. Tadeusz miał ich u siebie aż kilka. Jeden z nich miał występować nawet w kanadyjskiej lub amerykańskiej specyfikacji. Większość z naznaczonych lwim emblematem samochodów była zarejestrowana na tablicach przynależących do województwa mazowieckiego. Kto wie, może to właśnie jeden z obrośniętych trawą Peugeotów należał wcześniej do polskiego taboru samochodów rządowych? W końcu takimi wozami „rozbijał się” niegdyś sam Edward Gierek…

9. Felgi! Natychmiast!

„Jeden z moich sąsiadów mówił mi, że jeździł kiedyś żółtym AWZ P70 – takim samym jaki z „Alternatyw 4”. Gdy zapytałem się go, komu sprzedał ten wymyślny samochodzik to odpowiedział, że P70-tkę odkupił do niego kolekcjoner z ulicy Piaskowej. Pewnie chodziło mu o ulicę Orląt w Grodzisku Mazowieckim, która znajduje się w pobliżu jednej ze słynnych posesji. Powiedział mi wtedy, że Tadeusz chciał odkupić od niego najpierw same felgi, a dopiero później dogadał się z nim odnośnie zakupu całego auta. Gdy będę miał okazję z nim ponownie porozmawiać - na pewno dopytam o więcej szczegółów w związku z tą historią” – napisał nam jakiś czas temu Piotr Stankiewicz.

10. Skrytka w szafie

Kto z Was chociaż raz nie rozmyślał o wszystkich tajemnicach, jakie skrywał niegdyś zabytkowy dom przy ulicy Krasińskiego. Na jedną z takich rzeczy natknął się kiedyś Krzysztof Werkowicz, który wraz z grupą kilku osób (za zgodą Wacława Tabenckiego) zajmował się początkowym oczyszczeniem jego posesji. Podczas sprzątania jednego z pokoi zabytkowego budynku, ze starej szafy wysypał się stos kolekcjonerskich już w tamtym czasie magazynów „Playboya”. Liczące wiele lat gazety nie były jedyną niespodzianką tamtego dnia. Podczas przenoszenia ich w jedno miejsce, spod niektórych stron zaczęły wypadać schowane w nich wcześniej dolary! Kwoty te, były zapewne przechowywane przez swojego dawnego właściciela na tzw. „czarną godzinę”, która jak widać nigdy nie nadeszła.

Tekst: Marcin Zachariasz

Zdjęcia: Archiwum autorów strony, Krzysztof Werkowicz, automobilklubpolski.pl, Tomasz Skrzeliński