Prawda czy fałsz - czyli kilka anegdot

Przyszedł listopad i nie ma na to rady. Z racji tego, że jest to 11 miesiąc w roku, postanowiliśmy przygotować dla Was 11 anegdot i ciekawostek związanych z Tadeuszem Tabenckim, pośrednio jego rodziną oraz oczywiście jego kolekcją. Skrzętnie zapisywaliśmy je od początku istnienia naszej strony, a niektóre z nich ujrzą światło dzienne po raz pierwszy. Jest to zupełnie nowa rzecz na naszej stronie, tak więc dajcie znam znać czy taka forma artykułu również przypada Wam do gustu. Nie przedłużając więc – zaczynajmy!

1. Lusterko niezgody

Nie wiemy na ile autentyczna jest ta historia, ale postanowiliśmy się nią z Wami podzielić. Dotyczy ona ślubnego prezentu dla Wacława Tabenckiego jakim miał być sportowy model Fiata. Niektórzy wspominali, że był to Fiat 128 Sport, choć my przypuszczamy jednak, że mogła to być sportowa odmiana Fiat 850 w kolorze zielonym, na którego syn grodziskiego kolekcjonera miał chrapkę od dłuższego czasu. Samochód był własnością Tadeusza i przez kilka lat stał na przetrzymaniu w szopie jednej z sąsiadek. W dniu tej ważnej uroczystości, Tadeusz miał przekazać swojemu synowi wóz oraz dodać, aby ten zgłosił się do niego za parę dni. W samochodzie brakowało bowiem oryginalnego lusterka kierowcy. Przypuszczamy jednak, że ze względu na różnicę poglądów panowie w trakcie wesela mogli się srogo pokłócić. Gdy po paru dniach Wacław miał zjawić się pod domem, jego matka miała mu oznajmić, że ojca nie ma w domu. Wacław miał wtedy dostrzec, że ktoś stoi przy oknie i co chwila wygląda zza firanki. Od razu rozpoznał, że to jego ojciec. Po chwili Tadeusz miał wyjść z domu i oznajmić: „Ja Pana nie znam, do widzenia”. W taki sposób podobno zbywał on często niechcianych gości!

2. Ślady

Przezorność Tadeusza Tabenckiego nie miała granic. Podobno miał on pewien nietypowy patent na nieproszonych gości, który sprawdzał się szczególnie jesienią. Mianowicie, Tadeusz grabił wszystkie liście na swojej posesji w taki sposób, aby przykryły one wszystkie wydeptane w trawie ścieżki. Po pewnym czasie sprawdzał on, czy na ich powierzchni nie pojawiły się ślady obcych butów. Takie, wręcz przesadne działania z jego strony były spowodowane ciągłym strachem o cenne zbiory, które wraz z wiekiem Tadeusza stawały się coraz łatwiejszym łupem dla okolicznych złodziei. Do tego wszystko dochodził jeszcze specjalny obrządek dnia. Leciwy już kolekcjoner potrafił nawet kilka razy dziennie odwiedzać tzw. „starą działkę” (nawet o nietypowych porach) i sprawdzać czy wszystko stoi na swoim miejscu.

3. Milion dolarów

Jedna z osób przekazała nam kiedyś, że jeszcze w latach siedemdziesiątych Tadeusz pochwalił się jej między słowami, że jest jedną z niewielu osób w kraju, która może poszczycić się posiadaniem zawrotnej sumy miliona dolarów. Miało to miejsce w czasie, gdy nasz rozmówca podwoził kolekcjonera do jednego z okolicznych banków. Tadeusz pomimo swojej fortuny - nigdy się tym nie przechwalał. Wręcz przeciwnie, sprawiał pozory dość ubogo odzianej osoby, która pomimo swojego wielkiego dobytku, widywana była raczej za sterami czerwonej motorynki czy składaka.

4. Polski wątek w historii Delage

„Dawno temu miałem przyjemność odwiedzić Tadeusza Tabenckiego i obejrzeć jego bardzo znaną już wtedy kolekcję. Nie pokazywał on wszystkich pomieszczeń i samochodów, ale co nieco mi zaprezentował. Widziałem sportowe BMW Dixi, Mercedesy najwyższej rangi, silnik od samochodu Bugatti, który stał schowany w sianie, a także ogromnego Delage, który zrobił na mnie duże wrażenie. Ten prestiżowy samochód miał bardzo długą maskę, pod którą skrywał się zadziwiająco mały silnik i przedni bagażnik. Tadeusz powiedział mi wtedy, że jego dawną właścicielką była Zula Pogorzelska, przedwojenna śpiewaczka i aktorka filmowa. Czy była to jednak prawda?” – wspomina Pan Jan Milczek, miłośnik zabytkowej motoryzacji i właściciel najbardziej kultowego w Polsce BMW 315/1 Sport z 1934 roku.

5. Jeden z kilku na działce

Tą historię przekazał nam jeden z naszych czytelników, Pan Adrian Uroński, który w towarzystwie swojego znajomego miał okazję poznać przed laty Wacława Tabenckiego i w jego towarzystwie odwiedzić grodziskie posesje. Między słowami, syn nieżyjącego już wtedy kolekcjonera miał wielokrotnie wspominać o Porsche 911 Maryli Rodowicz, a także o swoim równie czerwonym co niemiecki samochód Fiacie X1/9, którym poruszał się na co dzień. W pewnym momencie temat rozmów zszedł nieco na nieco popularniejsze samochody, a dokładniej Mercedesy W114/W115, których w podwarszawskim zbiorze było przynajmniej kilka sztuk. Zamyślony Wacław wyznał, że jeden ze stojących w trawie egzemplarzy był przed laty własnością wybitnego polskiego kompozytora - śp. Krzysztofa Pendereckiego. Zwróciliśmy się w tej sprawie do rodziny wielkiej postaci ze świata muzyki, by potwierdzić jakoś te informacje. Zarówno od żony jak i córki Krzysztofa Pendereckiego dowiedzieliśmy się, że był on wielkim miłośnikiem Mercedesów. Miał on w swoim życiu kilka takich samochodów. Bardzo możliwe więc, że przykładowo biały, niebieski, bądź żółty „Puchacz” był kiedyś własnością tak wybitnej osobistości! W końcu Tabencki lubował się w pojazdach po sławnych osobach i szukał je na wszelkie możliwe sposoby. Chcielibyśmy jednak zaznaczyć, że nie mógł być to bordowy Mercedes W115 Coupé, gdyż Pan Krzysztof nie posiadał Mercedesa w takiej wersji nadwoziowej.

6. Genialny patent lotniczy

Największą z pasji Wacława Tabenckiego od wielu lat było lotnictwo. Szczególnie dawało się to zauważyć po jego niezwykle dokładnych grafikach modeli odrzutowców, szybowców oraz samolotów stricte pasażerskich, które starannie malował on w swoim zaciszu. Kilka osób przekazało nam także informację, że Wacław Tabencki miał być w przeszłości autorem całkiem dobrze przemyślanego jak na tamte czasy patentu lotniczego. Dokładnie miał być to projekt czegoś w rodzaju specjalnej katapulty. Pan Wacław miał w tym celu skontaktować się z samą Lufthansą jak i polskim LOT-em, aby dokładnie przedstawić im swój rozrysowany na brulionach pomysł. Niestety, w rezultacie otrzymał on podobno niezbyt przyjemną odpowiedź, a jego starania zostały uznane za zupełnie bezsensowny pomysł. Wszystko jednak zmieniło się po mniej więcej 10 latach, gdy któreś z lotniczych przedsiębiorstw postanowiło samodzielnie opatentować i wdrążyć do produkcji projekt, którego inicjatorem miał być sam Wacław. Na pewno wyobrażacie sobie jaka mogła być reakcja prawowitego twórcy na owe, bezprawne działania. Nie mamy jednak do końca pewności, czy była to prawdziwa historia... czy może jednak miejska legenda?

7. Nadludzkie siły Tadeusza

To, że grodziski kolekcjoner wielokrotnie pokazywał innym, że jest samowystarczalny nie powinno nikogo zbytnio dziwić. Czasami zdarzało się, że całymi dniami majsterkował on przy swoich pojazdach o pustym żołądku. Na ten stan rzeczy bardzo często nie mogli patrzeć jego sąsiedzi, którzy wielokrotnie częstowali go swoim obiadem. Prawdziwą zagadką dla wielu z nas było to, w jaki sposób leciwy już Tadeusz wsadził do wnętrza stojącej pod domem „Frecci” dodatkową, diabelsko ciężką jednostkę napędową. „Do dziś zastanawiam się jak Dziadek to zrobił” – nadmienił podczas jednej z naszych rozmów przyjaciel Tadeusza Tabenckiego, Pan Mirosław Wnuczek.

8. Ser dla kotów

Odkąd staliśmy się posiadaczami unikatowej kolekcji archiwalnych zdjęć po Tadeuszu Tabenckim, na sporej części fotografii wielokrotnie pojawiały się zwierzęta, których Państwo Tabenccy przez całe życie mieli naprawdę dużo. Sięgając jeszcze 2004 roku, na posesji przy ulicy Krasińskiego wciąż znajdowało kilka drewnianych bud dla psów, którymi Tadeusz otaczał się do końca życia. Nieco zabawnym wspomnieniem związanym z tematem domowych pupili podzielił się z nami jakiś czas temu również Krzysztof Werkowicz: „Przeszło 30 lat temu miałem okazję kilkukrotnie odwiedzać Tadeusza w jego domu. Pewnego razu wszedłem do znajdującej się na parterze kuchni i poczułem naprawdę odrzucający zapach, którego nie mogłem znieść ani chwili dłużej. Natychmiast zapytałem się Tadeusza, co tak cuchnie. On się tylko uśmiechnął, podniósł odwróconą na stole miskę i oznajmił, że tak przechowuje on ser, którym następnie karmi zaglądające na działkę koty”. Ciekawe, czy koty gustowały w takim przysmaku?

9. Perpetuum mobile i inne grodziskie artefakty

Nie od dzisiaj wiadomo, że Tadeusz Tabencki był zapalonym miłośnikiem antyków i ogólnie rzecz biorąc sztuki. Prócz wielu rzeczy pochodzenia motoryzacyjnego, w dosłownie każdym kącie jego willi można było natknąć się na niewielkie, choć zjawiskowe rzeźby, precyzyjnie wykonane postumenty czy oprawione w ramy obrazy, których mogło mu pozazdrościć niejedno większe muzeum. Na poniższych zdjęciach chcielibyśmy przedstawić Wam kilka z tych właśnie pamiątek. Zostały one uchwycone na kliszach Jerzego Wawrzyńskiego oraz Wacława Tabenckiego. Może ktoś z Was rozpoznaje te przedmioty? Najbardziej enigmatycznym sprzętem jest dla nas złota maszyna. Nazwaliśmy ją nawet grodziskim Perpetumm Mobile!

EDIT: Zagadkę złotej maszyny rozwiązał Pan Michał Kłobusiński za co serdecznie mu dziękujemy! 🙂 Mistyczny przedmiot okazał się być modelem "Silnika Stirlinga".

10. Ten jeden, którego nie miał

Pamiętacie jedno ze wspomnień Pana Mirosława Wnuczka, w którym wspominał on jak to Tadeusz przyjechał na Autosacrum i jednogłośnie stwierdził, że nie ma tam nic ciekawego do oglądania? Spostrzeżenie to wysnuł on na podstawie prezentowanych tam samochodów, które po prostu posiadał on w przeszłości i nie robiły one na nim zbyt dużego wrażenia. Do podobnej sytuacji mogło dojść podczas odbywającego się w 1992 roku rajdu zabytkowych samochodów, gdyby nie jeden przedwojenny samochód. Organizowane przez klub CAAR wydarzenie o nazwie „Baltic Car Rallye” rozpoczynała się pod warszawską „Victorią”. Tadeusz Tabencki pojawił się tam wtedy w towarzystwie Pana Mirosława, który bezpiecznie przywiózł go na miejsce słynnym Mercedesem 500K. W spotkaniu uczestniczyło sporo klasycznych samochodów rozmaitych marek, ale tylko jeden z nich wyjątkowo zaciekawił Tadeusza. „Tadeuszowi momentalnie zapaliły się oczy na widok dostojnego kabrioletu jakim był ciemny, przedwojenny Horch w wersji z otwartym nadwoziem. Bardzo chciał go mieć w swojej kolekcji” – wspomina Pan Mirosław Wnuczek. Niestety, kuszące propozycje ze strony podwarszawskiego kolekcjonera w tym przypadku na niewiele się zdały. Pochodzący z Niemiec właściciel Horcha w ogóle nie myślał o jego sprzedaży.

11. Hotelowy dystrybutor niezgody

skoro już poruszyliśmy temat hoteli, warto w tym miejscu przypomnieć jeszcze jedną ciekawą anegdotkę. Mniej więcej w latach pięćdziesiątych, w miejscu popularnego hotelu Mariott znajdował się plac, na którym postawiono szereg przeznaczonych dla rządu garaży samochodowych. Dostęp do nich miał też Tadeusz Tabencki, który miał tam przechowywać niektóre ze swoich cenniejszych pojazdów. Samochody już w latach siedemdziesiątych przeniosły się do Grodziska Mazowieckiego, lecz podobno część tego niezagospodarowanego później terenu miała przypaść właśnie Tadeuszowi Tabenckiemu. W latach późniejszych teren został na nowo zagospodarowany i powstał na nim owy hotel. Choć miejsce to bardzo szybko stało się jedną z najbardziej prestiżowych wizytówek Warszawy - nie wszystkim ten pomysł przypadł do gustu. W gronie tych osób był oczywiście sam Tabencki, któremu nie przeszkadzał brak dawnych miejsc parkingowych, ale fakt, że na miejscu został jego… zabytkowy dystrybutor paliwowy! „Widziałem kiedyś oficjalne pisma, które przychodziły do Dziadka. Korespondował on z pewnym znanym mecenasem w sprawie właśnie tego kawałka ziemi. Twierdził jednak że nie tyle jest mu żal kawałka terenu, co... właśnie tego dystrybutora. Nie mógł go odżałować, tak się do niego przywiązał” – opowiedział nam kiedyś Pan Mirosław Wnuczek. Ciekawe, co stało się w tym zabytkowym dystrybutorem?

Tekst: Marcin Zachariasz / Bartłomiej Ślusarek

Zdjęcia: Archiwum autorów strony, Mirosław Wnuczek, Krzysztof Werkowicz, Jerzy Wawrzyński, Tomasz Skrzeliński