Wyróżniające się dostojnym orłem w logo samochody marki Adler zaliczały się do grupy jednych z najpopularniejszych marek z Europy lat trzydziestych. Wśród produkowanych w Niemczech modeli górował przede wszystkim model Trumpf Junior, który po latach stał się również częstym widokiem na szosach powojennej Polski. Cechujący się przyjemną dla oka stylistyką wóz skrywał jednak w sobie kilka fabrycznych niedociągnięć, którymi były głównie dosyć słabej jakości podzespoły mechaniczne. No, ale w końcu nikt nie jest idealny. Na jednej z posesji Tadeusza Tabenckiego takich Adlerów można było dostrzec aż kilka sztuk. Większość z nich nie czekała jednak w kolejce do remontu. Wręcz przeciwnie, samochody te były dla Tadeusza jednymi z pierwszych „zapychaczy”, które miały zagradzać drogę potencjalnym złodziejaszkom. Dzisiaj jednak chcielibyśmy zapoznać Was z nieco rzadszą odmianą takiego samochodu, który od wielu lat znajdował się w znamienitej niegdyś kolekcji.
Pojazdem tym był Adler w dosyć rzadkiej odmianie nadwoziowej typu Sport Roadster. W odróżnieniu do takich wersji jak Junior czy Primus, dwumiejscowy samochodzik mógł poszczycić się niezwykle dynamiczną sylwetką z wystającymi błotnikami oraz schodzącą ku dołowi, tylną częścią nadwozia z nietypową w tej wersji nadwoziowej wnęką na zapasowe koło. Egzemplarz ten już w połowie lat sześćdziesiątych pomalowany był w mysim bądź białym kolorze nadwozia. Stał pod jedną z siatek ogrodzenia w niewielkim rzędzie innych, nieco zdekompletowanych przez właściciela zbioru pojazdów. Ponadprzeciętny wygląd wozu przez lata był sporą zagwozdką dla miłośników automobili z tamtych lat. Wielokrotnie mylono go ze sportową Tatrą, Skodą, a nawet Citroenem. Kilka starych zapisków pochodzących z pożółkłych brulionów Tadeusza Tabenckiego wskazuje także na to, iż samochód ten mógł pochodzić jeszcze z „krakowskiego handlu” grodziskiego kolekcjonera - podobnie jak jedna z jego wyczynowych Bugatek czy niezwykle cenne BMW 327/8 Coupe. Może był to wóz ze słynnego „Żelazołomu”? Historię i tego miejsca również niedługo Wam przytoczymy!
Z nietypowym Adlerem wiąże się także dosyć ciekawa anegdota, którą podzielił się z nami ostatnio Pan Mirosław Wnuczek – przyjaciel Tadeusza Tabenckiego. W czasie, gdy Pan Mirek pracował jako kierowca w jednym z położonych nieopodal Grodziska Mazowieckiego muzeów zabytkowych samochodów, postanowił on pewnego razu odwiedzić „Dziadka”. Za jego środek transportu posłużył wtedy specjalnie przygotowany pod wynajem Adler Primus z 1932 roku. Gdy leciwy samochód zajechał na ulicę Krasińskiego, Tadeusz czekał już przy samej bramce. Po chwili podszedł do samochodu, pooglądał z każdej strony i oznajmił:
„Mirku, Ty takim zwykłym Adlerem jeździsz, przecież tych kabrioletów wyszło z fabryki całkiem sporo! To nie to samo co mój roadster! Słuchaj, ja Ci tego mojego dam. Ty odszykujesz go sobie i sam będziesz nim ludzi do ślubów woził. Tylko pamiętaj, nie sprzedawaj go dalej” – wspomniał wówczas Tadeusz Tabencki.
Z wizyty tej zachowały się aż dwie unikatowe fotografie, które dokładnie ukazują klimat działki z początków lat dziewięćdziesiątych. Widzicie stojącego w oddali Austina 1100 i popielatą Skodę Octavię?
Każdy jednak miał na swojej głowie wiele innych obowiązków i mały roadster wciąż stał zaparkowany tuż koło dwóch garbusów na działce przy ulicy Orląt. Oczywiście cała galanteria, w której skład wliczały się oryginalne zegary, chromowane elementy i emblematy były pochowane w pudełkach rozsianych w pozostałych garażach i budynkach. Z racji tego, że przedwojenny Adler nie posiadał na sobie oryginalnego, wykonanego z materiału dachu – jego otwarte nadwozie zostało nakryte dachem uciętym z kilkunastoletniego wówczas Mercedesa!
Nietypowy Adler praktycznie co roku był konserwowany. Jego karoseria była zabezpieczana specjalną farbą, która miała zapobiegać przedostawaniu się korozji przez i tak grubą i dosyć wytrzymałą blachę sprzed wojny. Finalnie, samochód ten nie doczekał się jednak profesjonalnej odbudowy. Po śmierci Tadeusza Tabenckiego w 1996 roku, Adler wraz z szeregiem innych wozów został zepchnięty na drugi plan.
W okolicy 2004 roku egzemplarzem tym zainteresował się Krzysztof, który na własną rękę starał się zabezpieczyć notorycznie rozkradane przez złodziei pojazdy. Samochód w niedługim czasie został spryskany podkładem antykorozyjnym w kilku newralgicznych miejscach. Niszczący ledwo trzymające się kupy samochody włamywacze byli kolejnym problemem, z którym trzeba było sobie poradzić. Tak więc za zgodą Wacława Tabenckiego – roadster został odholowany na drugą działkę, o której w tamtym okresie wiedziało ciut mniej osób. Okryty szmatkami i zużytymi oponami roadster zajął swoje miejsce tuż obok popielatego Austina 1100 i bordowego Mercedesa W115 Coupe.
W takim ułożeniu stał przez następnych kilka lat, aż do roku 2008, kiedy to zniknął ze swojego miejsca bezpowrotnie. Czy zabrał go człowiek, dla którego celem było przywrócenie mu dawnej świetności? Czy pochodzące z niego elementy zostały rozprzedane na Allegro przez zaglądających na działki złodziei? Tego póki co jeszcze nie wiadomo, a szkoda, bo ten wóz niewątpliwie zasługiwał na drugą szansę…
Tekst: Marcin Zachariasz
Zdjęcia: Archiwum autorów strony, Mirosław Wnuczek, Krzysztof Werkowicz, Maciej Peda