Niebieskie marzenie - Opel GT

Muskularna sylwetka i charakterystycznie otwierane „na bok” reflektory – obok Opla GT nie dało się przejść obojętnie. Nie bez przyczyny ten niezwykle wychodzący przed szereg model słynącej z produkcji dosyć statecznych samochodów marki, przeszło 50 lat temu został okrzyknięty „europejską Corvettą”. Zastanawia Was, czy wóz ten rzeczywiście był tak wspaniały oraz jakie podejście do niego miał sam Tadeusz Tabencki? O tym z pewnością przekonacie się w dzisiejszym artykule!

„Wybebeszony wrak stojący tuż koło ogromnej dziury w ścianie” – tak przez wiele lat postrzegany był stojący w głównym pawilonie przy ulicy Orląt wrak granatowego Opla GT. Zanim jednak został on bestialsko potraktowany przez zwykłych wandali i gorączkowych poszukiwaczy kawałków blachy, miał on zupełnie inne życie. Konkretny egzemplarz został wyprodukowany w 1968 roku i był własnością jednego z najlepszych polskich kaskaderów samochodowych – Pana Eugeniusza Zarzyckiego, byłego właściciela naszego Porsche 911T, które również znajdowało się w kolekcji Tadeusza Tabenckiego i powoli odzyskuje swój dawny blask. Niezwykle dobrze wyglądająca karoseria cechowała się wówczas niezwykle ciekawie otwieranymi światłami przednimi. Pozycja za trójramienną, sportową kierownicą była równie wyczynowa – czego nie można było powiedzieć o upchniętej za fotelami „ławeczce”. Choć i to nie było problemem, aby „dodatkowy pasażer” (będący najczęściej osobnikiem płci żeńskiej) mógł zająć tam swoje miejsce na krótkim dystansie. Poprowadzona pod skosem linia panelu deski rozdzielczej potrafiła w mig przenieść swojego europejskiego kierowcę w klimat amerykańskich bezdroży. Podobnie było z dwoma obitymi karmelową skórą fotelami, które wyglądały niczym rodem wyciągnięte z Forda Mustanga czy innego paliwożernego marzenia zza wielkiej wody.

Pod maską konkretnie tego egzemplarza skrywał się dynamiczny silnik benzynowy o pojemności 1,9 litra i mocy 90 KM, który z tak małego i stosunkowo lekkiego samochodu potrafił zrobić istnego szatana szos. Waga samochodu nie przekraczała nawet jednej tony, a liczyła się głównie radość z jazdy! Co ciekawe, Opel musiał być wcześniej przemalowany, ponieważ spod jego sparciałych uszczelek wyłaniał się powoli jasnozielony, metaliczny kolor nadwozia. Ślady tego lakieru można było łatwo znaleźć pod panelem deski rozdzielczej.

Przez wiele lat mówiło się, że zmaltretowany „opelek” należał wcześniej do samego Andrzeja Jaroszewicza. Informacja ta okazała się być jednak zwykłą plotką, która latami podsycana była przez niedokładne media. Do zbiorów Tadeusza wóz ten trafił pod koniec lat siedemdziesiątych, albo i na początku lat osiemdziesiątych, kiedy to został on odsprzedany z rąk Pana Eugeniusza Zarzyckiego – polskiego kaskadera samochodowego i kierowcy wyścigowego.

„Pamiętam, że podczas jednej z wizyt u Tadeusza Tabenckiego, przyjechał do niego jakiś człowiek niebieskim, sportowym samochodem. To były lata osiemdziesiąte. Teraz myślę, że mógł to być właśnie ten niebieski Opel GT.

Ponieważ zbierałem się już do domu, słyszałem tylko, że właściciel wozu chciał go sprzedać Tadeuszowi. On jednak nie był chyba wtedy zbyt zainteresowany tym zakupem, bo mechanizm przednich reflektorów miał być uszkodzony, a światła nie otwierały się. Ale jak widać po zdjęciach, po jakimś czasie Tadeusz odkupił ten wóz, który widać u Was na zdjęciach” – wspomina Jerzy Wawrzyński, dawny znajomy grodziskiego kolekcjonera.

„U Tadeusza pewnego czasu był jeszcze jeden taki Opel GT – tyle, że w kolorze czerwonym. Był on mocno poprzerabiany, bo był specjalnie pochylony ku przodowi, a z tyłu miał poszerzone nadkola i założone szersze opony. Takie zestawienie naprawdę bardzo mi się podobało i pewnego razu Tadeusz zaproponował mi odkupienie dokładnie tego samego wozu, bo niezbyt interesowały go takie przeróbki. Pierwsze przejażdżki były niezłym przeżyciem, bo wydech był naprawdę głośny, a kierowca miał wrażenie, że szura tyłkiem po ziemi! Tak niski był ten samochodzik. Jeździłem nim jakiś czas, a później sprzedałem go mojemu koledze. Ten niestety – wstawił go później do ogrodu, w którym zgnił on doszczętnie” – wspomina osoba znająca grodziskiego kolekcjonera w przeszłości.

Póki co nie natknęliśmy się jeszcze na fotografie czerwonego Opla GT, choć mamy nadzieję, że gdzieś takowe się ostały. Powróćmy jednak do granatowego egzemplarza. Podczas naszego spotkania z Panem Eugeniuszem, kilkukrotnie wspominał on, że do dzisiaj nie może odżałować sprzedaży tego samochodu. Opel GT był wyjątkowy z wielu powodów, choć dla swojego dawnego posiadacza niewątpliwie pozostał wiecznie żywym symbolem młodości i pasji do motoryzacji, która krąży w człowieku po dziś dzień. Nawet archiwalne fotografie rozszabrowanego „GT-ka” nie zniechęciły naszego rozmówcy do wielu ciepłych wspomnień związanych z tym właśnie autem, których wysłuchanie było dla nas samą przyjemnością. W końcu widok tak egzotycznego samochodu na ulicach Warszawy lat siedemdziesiątych mógł przyprawić przechodniów o prawdziwy zawał!

Jakiś czas temu usłyszeliśmy także inną anegdotę, według której wciąż pachnącego nowością Opla miał użytkować syn Tadeusza Tabenckiego. Niemiecki samochód sportowy nie miał mu jednak zbytnio przypaść do gustu, więc ten szybko przesiadł się na nowszego Fiata X 1/9. Co ciekawe, kilkukrotnie słyszeliśmy od naszych rozmówców, iż Tadeusz niezbyt cenił sobie popularne odmiany samochodów takich marek jak Skoda, Ford czy Opel. Nawet leciwe modele, które dzisiaj są już pełnoprawnymi oldtimerami były dla niego chlebem powszednim, ponieważ wyprodukowano ich miliony. Wyjątkiem był właśnie sportowy GT. Może jego finezyjne kształty specjalnie podziałały na Tadeusza? Kto wie…

Samochód przez kilka dłuższych lat stał dokładnie w tym samym miejscu (tj. tuż pod dziurawym dachem i zniszczoną ścianą garażową), w którym jeszcze do 2016 roku zaparkowana była czerwona Matra Simca Bagheera. Niemiecki wóz nie miał jednak nadwozia wykonanego z tworzywa, przez co korozja z wielką chęcią „chrupała” jego krągłe kształty. W 2004 roku wóz został zabrany ze swojego dotychczasowego miejsca za zgodą syna Tadeusza Tabenckiego. Na dokładnie ten sam egzemplarz natknął się w 2012 roku (!) jeden z naszych fanów – Robert Ślaski. Postanowił on podzielić się z nami bardzo ciekawymi fotografiami ze swojego archiwum, za co bardzo mu dziękujemy.

Choć parę lat temu samochód nadawał się już do kompleksowej renowacji, na swoje miejsce wróciły jego dawne reflektory, a niegdyś malowane na złoto (zapewne przez samego Tadeusza, który uwielbiał stosować ten zabieg na swoich eksponatach) felgi zostały zastąpione zwykłymi stalówkami. Niestety, w środku na próżno było już szukać karmelowej tapicerki, foteli czy nawet drewnianej kierownicy. Czy ów Opel przetrwał do dziś i trafił do renowacji? Z otrzymanych informacji wynika, że mógł on zostać jakiś czas później sprzedany. Ciekawe czy jego obecny właściciel ma świadomość tego, że jego samochód ma historię jedną na milion…

Tekst: Marcin Zachariasz

Korekta: Bartłomiej Ślusarek

Zdjęcia: Krzysztof Werkowicz, Robert Jaryczewski, Robert Ślaski