Zaprezentowany światu w 1933 roku model 380K był prawdziwym kamieniem milowym w historii niemieckiej marki. Jego oznaczenie modelowe zaczerpnięto od 3,8-litrowego, 8-cylindrowego silnika, który dzięki doładowaniu dysponował mocą 140 KM. Należący do Tadeusza Tabenckiego egzemplarz był odmianą Cabriolet A i został wyprodukowany rok po oficjalnej premierze auta, czyli w 1934 roku.
Fabryczna specyfikacja Mercedesa o numerze karoserii 95364 charakteryzowała się dwubarwnym, czerwonym malowaniem karoserii oraz wnętrzu, które zostało obszyte skórą w tej samej tonacji kolorystycznej. W lutym 1934 roku świeżo wyprodukowany kabriolet został dostarczony do Zurychu, by miesiąc później być oficjalnie zaprezentowanym na Genewskim Salonie Samochodowym. Dwudrzwiowy pojazd był jedną z 16 sztuk tej niezwykle rzadkiej konfiguracji modelowej.
Według zdobytych przez nas informacji, na trop tej konkretnie 380-tki, Tadeusz natrafił tuż po II wojnie światowej. Ekskluzywny pojazd znajdował się wtedy na terenie dworca autobusowego PKS w Słubicach, czyli zaraz przy granicy polsko-niemieckiej. Do samochodu dołączony był zapasowy silnik, który od opuszczenia murów fabryki w Sindelfingen leżakował w drewnianej skrzyni. Czy był to jeden z niedoszłych łupów wojennych, które w 1945 roku zostały porzucone przez niemieckie wojska? A może jeździł nim wcześniej któryś z polskich arystokratów, a następnie zmuszony ucieczką z Polski pozostawił go na pastwę losu? Istnieje wiele hipotez w związku z tym tematem, choć pewne jest jedno - nie była to jedyna sztuka Mercedesa 380K, który w tamtym okresie znajdował się na terenie naszego kraju.
Po dopięciu transakcji, samochód został przewieziony za pomocą ciężarówki (lub holownika) do Warszawy. Specjalistyczny pojazd został odpowiednio wcześniej wypożyczony z bazy samochodowej Ministerstwa Transportu. W całej akcji pomagał też Pan Jerzy - chrześniak Tadeusza Tabenckiego, z którym przeszło rok temu mieliśmy okazję przeprowadzić bardzo ciekawą rozmowę, a wyciągnięte z niej fakty jeszcze nie raz wzbogacą nasze artykuły. Dopiero po jakimś czasie wóz znalazł się w Grodzisku Mazowieckim, skąd następnie trafił na posesję przy ulicy Orląt. Został wtedy umieszczony w jednym z garaży. Z relacji kilku osób wiemy, że wjechał tam niemalże na styk i naprawdę wiele trudu trzeba było sobie zadać, aby wytoczyć go z powrotem na zewnątrz. Co działo się z Mercedesem przez kolejne 20 lat? Do dziś jest to dla nas sporą zagadką. O pojawieniu się tego auta w kolekcji wiedziało naprawdę małe grono osób. Przypuszczamy, że o jego istnieniu nie wiedział nawet oficjalny serwis Mercedesa, który co jakiś czas odwiedzał Tadeusza i sprawował opiekę nad jego czarnym Mercedesem 500K.
Temat niezwykle ekskluzywnego samochodu ożywa na nowo dopiero w latach osiemdziesiątych, kiedy to wymagającą kompleksowej renowacji 380-tką zainteresował się Lech – znajomy grodziskiego kolekcjonera. Prowadził on wtedy wraz ze swoim bratem firmę, która zajmowała się tworzeniem laminatowych nadwozi samochodowych. Podczas jednej ze swoich wizyt w Grodzisku, dostrzegł on skrzętnie ukryty, czarno-bordowy kabriolet, który momentalnie przyprawił go o szybsze bicie serca. Tadeusz przekazał mu wtedy, że jest to model 500K lub 540K, co niestety nie było zgodne z prawdą, ale do tego wątku wrócimy jeszcze później…
Po jakimś czasie Lech dostał przysłowiowe „zielone światło” na wykonanie laminatowego odbicia nadwozia zjawiskowej 380-tki. Tabencki zażyczył sobie jednak, by ten i dla niego wykonał kilka elementów z tworzywa, które mogły zastąpić oryginalne części w wysłużonym kabriolecie. Dodatkową formą „zapłaty” był czerwony Pontiac Fiero oraz biały Volkswagen 1300, czyli popularny garbus. Dokładnie tak, te dwa samochody były wcześniej własnością Lecha, który zakupił je z myślą o budowie replik. Ostatecznie zgniły one na obu posesjach wiele lat później.
„Z początku chciałem wykonać kopię przepięknej Tatry 80 Cabriolet, która też się tam znajdowała. Tadeusz jednak odraził mi to i polecił, abym zainteresował się jego 380-tką. Pamiętam, że w trakcie demontażu części do odbicia, Mercedes dosłownie rozpadał się w rękach. Był w bardzo kiepskim stanie. Jego największą zaletą była jednak kompletność – znajdował się w nim dosłownie każdy, nawet najmniejszy element. Tadeusz nie pozwolił mi jednak zabrać całości do siebie. Wyraził zgodę na demontaż pojedynczych elementów, które po odbiciu musieliśmy mu z powrotem przywozić na miejsce. Pewnego razu, gdy zdjąłem z niego chłodnicę i przyjechałem z nią do Warszawy - w progu domu przywitała mnie moja żona, która oznajmiła, że Pan Tabencki dzwonił przed chwilą i żąda natychmiastowego zwrotu tej części, bo jest mu ona akurat teraz do czegoś potrzebna. No i znowu musiałem gnać do Grodziska, żeby mu to oddać. Taki już był, nie ufał praktycznie nikomu i ciągle myślał, że ktoś chce go z czegoś okraść. Po wielu trudach udało nam się stworzyć laminatowe odbicie całego samochodu. Mało tego - kompletna forma istnieje do dnia dzisiejszego.” – wspomina nasz rozmówca.
Dodatkowo, przedwojenny Mercedes posiadał też nietypowy system, który dzisiaj śmiało moglibyśmy nazwać „wspomaganiem parkowania”. Na jego tylnym zderzaku zawieszonych było kilka dzwonków, które przy nawet najmniejszym zetknięciu z przeszkodą – swoim donośnym dźwiękiem zaraz informowały o tym kierowcę.
Czas płynął jednak nieubłaganie, a Tadeusz coraz bardziej zdawał sobie sprawę z tego, że nie zdąży już wyremontować niezwykle cennej maszyny. W niedługim czasie po wykonaniu laminatowych części do 380-tki, podwarszawską kolekcję odwiedził Eric Van Esser – miłośnik sztuki i kolekcjoner zabytkowych samochodów z Belgii. Powodem jego wizyty był zakup sportowego Bugatti T35B, które w latach pięćdziesiątych było własnością znanego kierowcy rajdowego Michała Nahorskiego. Żeby jednak nie mieszać ze sobą tych dwóch historii – w tym miejscu od razu przejdźmy do wątku Mercedesa, a temat rasowego Bugatti pozwolimy zostawić sobie na oddzielny artykuł.
Eric opowiedział nam w jednej z rozmów, że na ślad Tadeusza Tabenckiego natrafił za pomocą jednego z prężnie działających klubów Bugatti. Tak jak wspomnieliśmy - pierwotnie wycieczka do Polski miała się odbyć w celu zakupu samochodu marki Bugatti, ale gdy Eric i jego przyjaciel Jean przybyli do Grodziska Mazowieckiego, Tadeusz zaprowadził ich do szopy, w której - jak twierdził Tadeusz - miał stać Mercedes 500 lub 540K przeznaczony na sprzedaż. Oczywiście po otwarciu okazało się, że jest to słabszy - lecz nadal imponujący - model 380K. Tadeusz miał tylko uśmiechnąć się pod nosem i powiedzieć, że widocznie się przejęzyczył...
Pomimo tego, że obiecywany 500K okazał się być modelem 380K Eric uznał, że warto się nim zainteresować. Eric i Jean opowiedzieli nam, że byli pod ogromnym wrażeniem ilości i różnorodności innych samochodów zgromadzonych na działkach w Grodzisku Mazowieckim. Sporym problemem był jednak wywóz samochodu za granicę, ponieważ cała akcja miała miejsce u schyłku komuny. Konieczne było uruchomienie kontaktów przez samego Tabenckiego, jak i... przekupywanie celników różnymi produktami, których w Polsce nie dało się dostać. Towarzysz Erica - Jean - pracował w tamtym czasie w jednym z belgijskich szpitali. Opowiedział nam, że celnicy zażyczyli sobie dostarczenia różnych medykamentów, które były w Polsce w tamtym czasie niemożliwe do zdobycia. A samą wizytę Eric wspominał mniej więcej tak:
„Wizyty u Pana Tabenckiego zapamiętałem bardzo dobrze. Niewielki staruszek był zakochany w swoich samochodach. Bardzo zapadło mi w pamięć, że po każdej z naszych wizyt grabił dokładnie całe podwórko w celu ustrzeżenia się przed kradzieżami - ponieważ na zagrabionej ziemi było dobrze widać, czy ktoś później kręcił się po posesji. Pomimo swojego wieku był bardzo rozgadany. Pamiętam też jego żonę - nie uczestniczyła czynnie w spotkaniach, ale bacznie obserwowała nas przez okno. W domu przemykała jak cień, niezauważona. Pokazywał mi też swoją kolekcję. Prócz samochodów, motocykli i kolejek elektrycznych, w swoim domu składował też przeróżne dzieła sztuki. Powiedział mi też, że jedna z jego sióstr jest związana z rodziną Ferdynanda Porsche, dzięki czemu otrzymuje on od niej związane z marką gadżety, a nawet samochody. Na pewno stało u niego kilka egzemplarzy samochodów marki Porsche, w tym model 928, którym rzekomo miał kiedyś jeździć jego syn. Opowiadał mi chyba, że był on dziennikarzem. W tamtym czasie odwiedzał go też pewien człowiek, który pomagał mu w naprawach pojazdów.”
„Przy okazji naszej ostatniej wizyty w Polsce wykonaliśmy sporo zdjęć i film - niestety aparat, klisze i kamerę skradziono nam razem z samochodem - na jednym z polskim parkingów. Wszystko to niestety zbiegło się w czasie ze śmiercią mojej żony - w efekcie Bugatti które kupiłem utknęło na kilka lat w garażu, a Mercedesa zdecydowałem się sprzedać. Po prostu w tamtym czasie nie miałem serca do tego wszystkiego."
Okazało się jednak, że dzięki Jeanowi zachowało się kilka zdjęć z wcześniejszych wizyt - a Eric dodał, że ma jedno zdjęcie samego Tadeusza Tabenckiego - i obiecał go dla nas poszukać. Wróćmy jednak do tematu - po śmierci ukochanej żony Erica Mercedes został wystawiony na sprzedaż. Ogłoszenie pojawiło się w kilku zachodnich magazynach motoryzacyjnych. Tam natknął się na nie Wolfgang Grodd, miłośnik klasycznych maszyn z Australii.
„Mercedesa znalazłem w jednym z ogłoszeń pod koniec 1992 roku. Został on sprowadzony z Polski przez belgijskiego kolekcjonera razem z Bugatti Typ 35. Wóz przybył w częściach z Polski do Belgii, jakoś na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Eksport kompletnego wozu był wtedy niemożliwy, więc został on wywieziony w kilku partiach. Niestety, wiele ważnych części zostało utraconych w procesie transportu. Pamiętam, że dołączone do auta, czerwone części i osłony były wykonane z włókna szklanego. Eric van Esser zamierzał odrestaurować rozebranego i niekompletnego Mercedesa dla swojej żony, która niestety później zmarła. Właścicielem wozu stałem się w 1993 roku, a proces jego odbudowy rozpocząłem rok później. Mercedes nie posiadał żadnych tabliczek identyfikacyjnych, ponieważ zostały one wcześniej usunięte. Fabryczny numer podwozia znaleźliśmy dopiero na spodniej stronie chłodnicy. Silnik też był niekompletny. Trzeba było odbyć kilka podróży do Niemiec, aby znaleźć wszystkie potrzebne do odbudowy części. Od 1988 r. prowadzę duży warsztat renowacyjny i zawsze chciałem zaprezentować ten egzemplarz na Pebble Beach w Kalifornii. Minęło osiem lat i w 2005 roku wysłaliśmy samochód na tę imprezę do USA. Było to dokładnie 21 sierpnia. Otrzymaliśmy wtedy nagrodę w swojej klasie.” – podzielił się z nami mieszkający w australijskim Brisbane Wolfgang Grodd.
„Rok później wóz został sprzedany do Niemiec. Jego nowym właścicielem stał się założyciel Rosso Bianco Muzeum, który 380-tkę posiadał przez trzy kolejne lata, aż do momentu wystawienia jej na aukcji przez firmę Artcurial w Paryżu. Stamtąd (za kwotę 1,380,000 €) odkupił go mieszkający w Szanghaju kolekcjoner. W 2017 roku, czyli dwanaście lat po zakończeniu renowacji, Mercedes stanął ponownie na podium w Pebble Beach. To spore osiągnięcie z naszej strony! Według moich ustaleń, aktualnym właścicielem 380K wciąż jest Yi Hong Chen z Chin. Ten samochód był bardzo ważną częścią mojego życia, proszę sobie wyobrazić moje emocje, kiedy stanąłem na podium w Pebble Beach we własnym samochodzie. To był najważniejszy dzień w moim życiu!” – z nostalgią wspomina nasz rozmówca.
I tak właśnie prezentuje się historia jednego z najbardziej tajemniczych samochodów, które kiedykolwiek znajdowały się w grodziskiej kolekcji. Jak aktualnie miewa się zjawiskowy kabriolet? Z tego co udało nam się dowiedzieć – nadal znajduje się w Azji. Od niespełna roku próbujemy skontaktować się z jego obecnym właścicielem. Gdy wreszcie się nam to uda, na pewno Was o tym powiadomimy! Ale czyżby to już wszystko?
„Zdaje się, że kilka lat po śmierci Tadka, jego syn Wacek gorączkowo szukał tego drugiego Mercedesa, czyli 380-tki. Twierdził, że została ona skradziona jeszcze za życia ojca! Wacek nawet nie zdawał sobie sprawy, że samochód został legalnie sprzedany jakoś pod koniec lat osiemdziesiątych. Gdy w jednej z polskich gazet pojawił się artykuł, w którym ktoś wykorzystał parę zdjęć laminatowej kopii tego samochodu, ten od razu wyciął z niej wszystkie zdjęcia twierdząc, że to niezbity dowód…” – wspomina osoba znająca przed laty Tadeusza Tabenckiego.
Na sam koniec chcieliśmy bardzo podziękować naszym rozmówcom - Eric, Jean - dzięki za poświęcony czas i wspaniałe historie! Naszym czytelnikom możemy na pewno obiecać, że za jakiś czas pojawi się u nas obszerny wywiad z obydwoma Panami - warto na niego poczekać, bo cała historia wycieczki do Polski obfituje w tak niesamowite wydarzenia, że postanowiliśmy rozwinąć temat i poświęcić na niego cały odrębny wpis. Dziękujemy również Wolfgangowi, który udostępnił nam zdjęcia i podzielił się swoją historią.
Kto by kiedyś pomyślał, że stojący w blaszanym garażu Mercedes 380K, niespełna 30 lat po śmierci Tadeusza Tabenckiego odnajdzie się na drugim końcu świata i będzie jednym z najlepiej odrestaurowanych na świecie samochodów tej klasy. Szkoda, że tego samego nie można już powiedzieć o czarnym Mercedesie 500K, który nie doczekał się spokojnej emerytury w zasłużonym muzeum…
Tekst: Marcin Zachariasz / Bartłomiej Ślusarek
Zdjęcia: Archiwum autorów strony, Wolfgang Grodd, Sleepingbeaties.com.au, Ultimatecarpage.com, Conceptcarz.com