Maszyna czasu - 1975

W 1975 roku Tadeusz Tabencki miał 65 lat i nadal w całości oddawał się swojej pasji. Wraz z żoną osiadł on już na stałe w Grodzisku Mazowieckim. Nie zaprzestawał gromadzenia pojazdów czy modelek kolejek elektrycznych, których z roku na rok ciągle przybywało. Od czasu do czasu pojawiał się on też na zlotach i rajdach zabytkowych pojazdów – w Polsce jak i za granicą, zwiedział też zachodnie muzea techniki i prywatne zbiory pojazdów. W tym samym czasie posesja przy ulicy Krasińskiego nie była jeszcze zastawiona szeregiem starych samochodów. Wręcz przeciwnie – przy głównej bramie wjazdowej ku górze pięły się kwitnące krzewy i niewielkie drzewa, a drewniane okna leciwej willi wciąż pachniały świeżo nałożoną warstwą białej farby. Za dwupiętrowym budynkiem znajdowały się wtedy tylko dwa lub trzy garaże, które w zestawieniu z precyzyjnie wykoszonym trawnikiem wyglądały naprawdę schludnie.

Wymagające remontu pojazdy od razu po zakupie trafiały na mieszczącą kilka ulic dalej posesję przy ulicy Orląt. Położona nieopodal trakcji kolejowej WKD działka zlokalizowana była jeszcze przy ślepej uliczce, która w jednej chwili ze zwykłej drogi przeradzała się w wąską, leśną dróżkę. W tamtym okresie, na jej terenie nie został wybudowany jeszcze żaden z pawilonów, a większość wysłużonych samochodów stawiana była w niewielkich rzędach. Jak wiadomo nie od dziś – w małym, parterowym domku znajdował się przerobiony z dawnej kuchni warsztat, a pokoje służyły za miejsca parkingowe dla najróżniejszych motocykli. W 1975 roku, grodziskie działki postanowił odwiedzić Pan Jan Peda – ceniony kolekcjoner zabytkowych samochodów z Gostynia. Na spotkanie to, wziął on ze sobą prywatny aparat oraz czystą jak łza kliszę zdjęciową. Skończyło się to serią bardzo ciekawych ujęć, którymi jakiś czas temu podzielił się z nami jego syn jak i również kolekcjoner – Pan Maciej Peda.

Zaczniemy może od fotografii samochodu, którego marka nawet dzisiaj uchodzi za synonim luksusu i wysmakowanego prestiżu – Maybacha SW38 z 1938 roku. Bardzo często nazywany „mniejszym Maybachem” egzemplarz był w rzeczywistości całkiem sporą kabriolimuzyną, która jako nowy była własnością berlińskiej firmy Heintze&Blanckertz zajmującej się produkcją piór zanurzeniowych. Samochód ten, jeszcze w 1974 roku rejestrowany był przez Tadeusza w warszawskim Urzędzie Komunikacji, a jeszcze w połowie lat sześćdziesiątych był na chodzie. Liczba 2099 była jego oryginalnym numerem nadwozia stworzonego przez firmę Erdmann&Rossi.

Ciężarowe opony w Maybachu? Doskonały przykład radzenia sobie z większymi brakami w ówczesnym ogumieniu. Na zdjęciu Pan Jan przygląda się obszernej komorze silnika, w której znajduje się przykryty szmatkami, niezwykle drogocenny nawet jak na tamte czasy silnik. Z prawej strony wyłania się front mocno wybrakowanego Mercedesa 320 w wersji Pullman. Wciąż zastanawiamy się jednak - jaki wóz stał z drugiej strony Maybacha?

Fabryczny emblemat wciąż dzielnie trzymał się na tylnej klapie. Czy jednak został na aucie do samego końca? A może wpadł do trawy i leży w niej do dzisiaj?

Następnie Panowie poszli obejrzeć spoczywającą w pobliskich zaroślach limuzynę. Horch, Delahaye, a może Talbot? Wciąż próbujemy rozwiązać tę nietypową zagadkę… Z lewej widać jeden z rozpadających się, ceglanych garaży, które wtedy służyły Tabenckiemu jako praktyczne składziki na części. Uwagę przyciąga też zabytkowy budynek na sąsiedniej działce – na fotografiach z późniejszego okresu zupełnie go nie widać.

Podczas zwiedzania kolekcji nie można było naturalnie zapomnieć o białym Bugatti T43 Uhlik. W końcu było ono głównym celem tych odwiedzin! Niestety, maszyna okazała się być w nieco gorszej kondycji niż zapewniano wcześniej. Podobnie jak w przypadku Maybacha, taśma odgrywała tu podobną rolę. Tadeusz zakleił nią niezwykle gustowny otwór na poziomo wkładane koło zapasowe. Aż nie chce się wierzyć, że ten sam egzemplarz śmigał po krakowskich uliczkach jeszcze w latach pięćdziesiątych.

Sfatygowana ośka widziała w swoim życiu niejeden krawężnik i wyłożoną „kocimi łbami” drogę. Nie ma co się temu przesadnie dziwić, ponieważ to samo podwozie wielokrotnie uczestniczyło uczestniczyło w polskich wyścigach, a w szczególności w znamienitym Wyścigu Tatrzańskim. Dopiero po latach, osadzone na nim zostało eleganckie nadwozie będące popisem artystycznych umiejętności czeskich zakładów Oldřicha Uhlika.

Podparta na kołkach karoseria wciąż miała jednak w sobie dawny sznyt, a jej smutne ślepia z upragnieniem wypatrywały szosy. Z lewej strony ukrywa się fragment sportowego Aldera, który z działki zniknął dopiero około 2006 roku.

„Panie Janku, to naprawdę świetna okazja! Silnik skompletuję dopiero za jakiś czas, bo teraz mam tyle na swojej głowie!” – wspominał zapewne ubrany w gustowny kapelusz Tadeusz Tabencki... Czy też zauważyliście stojącą naprzeciw starego domu limuzynę? Czyżby był to wrak tajemniczego Mercedesa 540K, z którego maksymalnie przerdzewiała rama miała zalegać jeszcze na działkach na początku lat dwutysięcznych?

Ostatni rzut oka na zaokrąglony przód czekającego na lepsze czasy Bugatti. Widok z okien sąsiedniego domu praktycznie w ogóle nie zmieniał się przez parę następnych lat. Dopiero później, krajobraz tej działki zmienił nowoczesny jak na tamte czasy pawilon, w którym Tabencki potrafił spędzić nawet cały dzień podczas majsterkowania przy swoich samochodach.

Sporą uwagę skupiał na sobie także majestatyczny, zalany z wierzchu smołą Delage. Jego historię przytaczaliśmy już w jednym z naszych artykułów. Mało kto zdawał sobie wtedy sprawę, że podpierające go puszki po oleju będą dzisiaj cennym elementem wystroju dzisiejszych garaży. Francuski wóz został później ulokowany w podłużnym, betonowym boksie.

Bardzo możliwe, że jedno z widocznych na zdjęciu, szprychowych kół wciąż znajduje się w komplecie z karoserią tego właśnie Delage’a. Nie martwcie się – do jego historii jeszcze wrócimy... Czy nie zastanawia Was, co skrywało się za widocznymi obok samochodu drzwiami?

Chwilowo znajdował się tam Mercedes 500K z 1935 roku, który mógł wtedy przechodzić drobny serwis. Leżący na jego dachu element to nic innego jak przygotowany do ponownego chromowania grill z podobnego modelu Mercedesa. Natomiast ścianę z lewej strony podpiera oryginalna oś przednia z jedną zwrotnicą do któregoś z samochodów Bugatti. Spójrzcie jednak na ten wypolerowany lakier Mercedesa – spokojnie można było się w nim przeglądać!

Nie jest to jednak koniec wszystkich niespodzianek. Po obejrzeniu wciągającej galerii zdjęć z przeszłości - zapraszamy Was do obejrzenia krótkiego wywiadu z ich autorem, czyli Panem Janem Pedą. Nagraniem podzielił się z nami Krzysztof Werkowicz, który zrealizował je mniej więcej w 2004 roku.

W tym miejscu chcielibyśmy też bardzo serdecznie podziękować Panu Maciejowi Pedzie, który podzielił się z nami cudownym zbiorem fotografii sprzed lat.

Tekst: Marcin Zachariasz

Zdjęcia: Jan Peda, Maks Telacki, mapa.um.warszawa.pl