Polna droga na północy Włoch. Wydech sportowego sedana warczy ochoczo, a wskazówka kwadratowego obrotomierza podskakuje radośnie z każdym przejechanym kilometrem. Za zakrętem niewielka górka. Redukcja z czwórki na trójkę, pedał w podłogę, jazda! – takimi słowami możemy opisać podróż jednym z piękniejszych, ale jakże zapomnianych modeli Lancii z początku lat siedemdziesiątych. Lancia 2000 Berlina, bo o niej tu mowa, była sporą rewolucją w całej gamie wszystkich modeli słynącej ze sportowych ambicji marki. Jeden z wytwarzanych na przestrzeni zaledwie 4 lat produkcji egzemplarzy tego samochodu zagościł pod koniec lat osiemdziesiątych w podwarszawskiej kolekcji Tadeusza Tabenckiego. Jakie były losy pięknej „włoszki”, która osiedliła się na mazowieckich terenach? Tego i o wiele więcej dowiecie się w tym artykule. A więc zapinamy pasy i ruszamy!
W 2003 roku na łamach jednej z gazet pojawił się wywiad z synem Tadeusza Tabenckiego. Sporo osób usłyszało wtedy po raz pierwszy o czerwonej Lancii, która miała wcześniej być własnością ambasadora włoskiego w Warszawie. Czy była to jednak prawda? Sporo podobnych historii samochodów z kolekcji było koloryzowanych latami przez mniej wtajemniczone w ten temat osoby. Zgrabna „berlinka” była także wielokrotnie mylona z produkowaną w niemalże tych samych latach Alfą Romeo Giulią, która była znacznie częstszym widokiem na drogach całej Europy. Sportowym sedanem Lancii interesowali się w czasach PRL-u nieliczni, którzy zazwyczaj widzieli zdjęcia tego samochodu w prasie motoryzacyjnej. Istnieje jednak pewien wyjątek…
W 1986 roku rozpoczęto zdjęcia do jednego z głośniejszych, polskich filmów kryminalnych tamtych lat pt. „Prywatne śledztwo” w reżyserii Wojciecha Wójcika. W jednej ze scen, dosłownie na parę sekund, w tle pojawia się granatowa Lancia 2000 Berlina z lekko uszkodzonym błotnikiem przednim! Skąd jednak nasze zdziwienie? Przecież samochód, który miał należeć do stacjonującego w stolicy ambasadora nie pojawiłby się tak po prostu na planie realizowanego na terenie Łodzi filmu. Nasze podejrzenia padły bowiem na odkryty po latach kolor panelu deski rozdzielczej Lancii stojącej w pawilonie Tadeusza Tabenckiego. Po istnej demolce, którą urządzili włamywacze i liczni złodzieje – spora część elementów wnętrza takich jak oryginalne poszycia, pokrętła zdobiące deskę rozdzielczą czy nawet drewniana kierownica zostało po prostu bestialsko wyłamanych. Goła blacha ukryta pod kokpitem ukazała niecodzienną niespodziankę. Cały jej panel był w identycznym kolorze, co Lancia pojawiająca się w „Prywatnym śledztwie”. Sporo rzeczy wskazuje na to, że konkretny egzemplarz został przemalowany na kolor czerwony wiele lat temu. Możliwe, że Tabencki chciał w ten sposób wyrazić nieco zadziorny charakter włoskiej maszyny. Innym tropem jest szary kolor tapicerki i siedzeń, który był zazwyczaj dostępny w granatowym i pozostałych, mniej jaskrawych kolorach nadwozia z palety Lancii 2000 Berliny.
Inną wskazówką były rozmaite nalepki, które wprawne oko mogło dostrzec na nieco zmurszałej karoserii i pożółkłych szybach Lancii. Większość z nich pochodziła z Niemiec. Mogło to wskazywać na import Lancii zza zachodniej granicy w czasach, gdy taki samochód wzbudzał naprawdę sporą sensację. Co ciekawe, pewna część ustawionych na działkach samochodów pochodziła właśnie z podobnych stron. Według jednej z opowieści Wacława Tabenckiego, czerwona Lancia miała jeszcze 30 lat temu „pachnieć nowością” i być w zaskakująco dobrej kondycji. Dziwne, że na jej froncie nie zagościły w międzyczasie akcesoryjne halogeny Carello i naklejki CIBIE, które Tabencki często montował na tego typu wozach. Elegancki design auta przesiąknięty nieco nutą włoskiego motorsportu zachęcał do tego jak nigdy wcześniej!
Sportowy sedan był odmianą bez elektrycznego wtrysku paliwa (dostępnego w wersji I.E.), choć jego moc była wystarczająca do żwawego przemieszczania się zarówno po fragmencie najstarszej autostrady północnych Włoch. Dwugaźnikowa jednostka napędowa typu boxer dysponowała mocą 115 koni mechanicznych, które bez problemu mogły rozpędzić Lancię nawet do 180 km/h! Pojemność silnika wyniosła 1991 cm3, co spokojnie kwalifikowało ten model do gamy eleganckich limuzyn z dwulitrowymi „sercami”. Wysoki komfort podróżowania zapewniały wygodne siedzenia oraz tylna kanapa, które zostały opatulone miękkim welurem. Niezwykle modnym dodatkiem jak na tamte czasy była przypominająca nieco domową zasłonę - roleta tylnej szyby. Rzecz ta wyśmienicie sprawdzała się na trasie Bergamo-Rzym jak i zarówno podczas letniej przejażdżki po centrum Grodziska Mazowieckiego. Nowa generacja wywodząca się z produkowanej w latach sześćdziesiątych Flavii była też bezpiecznym samochodem – posiadała regulowane zagłówki przednie oraz sprawdzone hamulce tarczowe ze wspomaganiem podciśnieniowym, a także specjalnym systemem podzielonych obwodów „Superduplex”. Mroźne zimy Piemontu nie były też żadną przeszkodą, bowiem Lancia wyposażona została w napęd na przednie koła, który w tamtych czasach był sporą rewolucją wśród tego segmentu samochodów. Do innych dodatków zaliczało się też hydrauliczne wspomaganie kierownicy oraz elektrycznie sterowane szyby przednie, które dostępne były w pakiecie z klimatyzacją. Przepis na samochód idealny? Niestety, główną bolączką była słabej jakości blacha. Problem ten trapił wiele ikonicznych konstrukcji z Włoch, które przy niewłaściwym użytkowaniu – potrafiły posypać się w ciągu zaledwie kilku lat od zakupu. Jaskrawoczerwona Lancia za życia swojego właściciela trzymała się w całkiem niezłej kondycji. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych była okryta bawełnianymi pokrowcami, które zabezpieczały nawoskowany lakier przez kurzem i możliwymi zarysowaniami.
Sielanka nie trwała jednak zbyt długo. Po śmierci Tadeusza Tabenckiego – Lancia stała się z początku obiektem niewielkich kradzieży. Można przypuszczać, że część złodziei mogła uznać Lancię za zwykłego Fiata 125p. W dużej mierze osobami tymi byli włamywacze, który otwierali łomami maskę popularnego malucha od przeciwnej strony, a silnika w Volkswagenie 1600 Variant – gorączkowo szukali pod przednią pokrywą… Przemilczmy może ten temat.
Stan samochodu w 2003 roku rokował jeszcze na jego renowację. Lancia nie posiadała już oryginalnego koła kierownicy, kilku chromowanych elementów galanterii oraz kloszy świateł tylnych. Problemem było również wytoczenie samochodu, który stał w niewielkiej komórce. Gwoździem do trumny byli jednak nie tylko złodzieje, ale nieszczęsna wilgoć, która do głównego pawilonu dostawała się przez rozerwany dach, nasiąknięte płyty eternitu oraz notorycznie otwarte drzwi wejściowe. Po paru latach korozja opanowała progi i łącznia słupków przednich, przez co Lancia zaczęła się powoli „uginać” ku ziemi. Gdy była już wrakiem bez kół i większości części mechanicznych – jej przód po prostu się zarwał. Jej dni były niestety policzone.
Choć auto przypominało już raczej czerwoną kupkę złomu – w jego wnętrzu wciąż znajdywało się kilka oryginalnych elementów jak chociażby rzadko spotykane boczki drzwi tylnych. Dla włamywaczy rzeczy te nie miały większej wartości, chociaż gdyby ktoś mądrzejszy zdemontowałby je wcześniej – jego zysk byłby zapewne o wiele większy niż w przypadku „opchnięcia” rozpadającego się w rękach błotnika od Syreny, w zamian za butelkę wyskokowego trunku…
Finalna podróż Lancii 2000 Berliny miała swój kres kilka metrów od jej wieloletniego miejsca postoju, gdzie spoczęła rozczłonkowana na kawałki karoseria, która została wywrócona na uginający się od wilgoci dach. Wspomniane wcześniej elementy wnętrza jak i niektóre części mechaniczne walały się jeszcze jakiś czas po terenie posesji. Po uprzątnięciu działki – resztki samochodu odjechały na lawecie w nieznane.
Z wielką trudnością przychodzi nam opisywać tak dramatyczne losy wyjątkowych samochodów, których ze świecą szukać dzisiaj na organizowanych zlotach i rajdach pojazdów zabytkowych. Choć większość z nich nie doczekała się swojego własnego miejsca w muzeum – możemy dziś oddać im hołd przez publikację ich nieznanych jak dotąd fotografii. Kto wie, może kiedyś natkniemy się jeszcze na kolejne zdjęcia czerwonej Lancii z czasów jej świetności? Czas pokaże.
Tekst: Marcin Zachariasz
Korekta: Bartłomiej Ślusarek
Zdjęcia: Archiwum prywatne autorów strony, Jerzy Wawrzyński, Krzysztof Werkowicz, Jacek Dróżdż, IMCDB.org