Irena Tabencka - wspomnienia

Przez historię grodziskiej kolekcji i jej właściciela od wielu lat przewijały się rozmaite i co za tym idzie – niezwykle tajemnicze wątki. Do ich grona z pewnością zaliczała się postać Pani Ireny – żony Tadeusza Tabenckiego. Niektóre z osób odwiedzających słynne posesje jeszcze za życia ich właściciela wspominało nam, że Pani Irena była wręcz niezauważalna w całym tym zbiorze pamiątek, samochodów i motocykli. Nieco więcej szczęścia mieli goście, którzy choć na parę sekund mieli okazję zauważyć jej sylwetkę majaczącą pomiędzy kuchnią a znajdującym się w jednym z pokoi starej willi biurem Tadeusza. Jaką była osobą? Jakie zdanie miała na temat zbiorów swojego męża? Postaramy się Wam dziś odpowiedzieć na te nurtujące od lat wiele osób pytania.

Irena Tabencka (zd. Michalska) przyszła na świat 8 sierpnia 1912 roku, najprawdopodobniej w Radomsku, gdzie mieszkała wraz z rodziną w latach swojej wczesnej młodości. Jej rodzicami byli nauczycielka technikum Maria Michalska (przyszywana matka) oraz znany w Radomsku profesor gimnazjum, ekspert grafologii sądowej oraz miłośnik sztuki Stanisław Michalski. Pani Irena była przyrodnią siostrą Aleksandry, która była od niej młodsza o kilka lat. Jak wynika z informacji, których udzieliła nam osoba pochodząca z rodziny Państwa Michalskich - Stanisław żeniąc się z Marią uznał Irenę jako swoją córkę. Cała rodzina przybyła prawdopodobnie w okolice Radomska w czasie, kiedy miasto to prężnie się rozwijało i potrzebowało nowych specjalistów w różnych dziedzinach. Cała rodzina miała zamieszkiwać wówczas budynek znajdujący się przy ulicy Narutowicza 15 w Radomsku.

Jak Pani Irena poznała swojego przyszłego męża? Do pierwszego spotkania miało dojść podczas, gdy Tadeusz Tabencki pobierał nauki z zakresu grafologii sądowej u swojego przyszłego teścia w Radomsku. W tym samym czasie pracował on również nad projektami dekoracyjnymi kościoła parafialnego w Sulmierzycach. Był on odpowiedzialny praktycznie za cały wystrój i wykończenie wnętrza zabytkowej budowli, w której przeprowadzano wówczas prace renowacyjne. Tam właśnie poznał on Irenę Michalską. Spotkanie miało to najprawdopodobniej miejsce w pierwszej połowie lat trzydziestych.

Następnie, Irena wraz z Tadeuszem mieszkali przez jakiś czas w położonym w województwie łódzkim Radomsku. Jak wynika z pewnych informacji, to właśnie tam na świat miał przyjść ich syn Wacław. Tuż przed II wojną światową Państwo Tabenccy przenieśli się do Krakowa. Ich życie toczyło się wtedy w domu, który położony był tuż przy rwącej Wiśle na ulicy Emaus.

To właśnie tam Tadeusz prowadził swój biznes znany szerzej jako „Żelazołom”. Dopiero w późniejszych czasach, rodzina Państwa Tabenckich przeprowadziła się do Warszawy, a następnie do Grodziska Mazowieckiego, gdzie mieszkali w murach małego domu jednorodzinnego mieszczącego się na posesji przy dzisiejszym adresie znanym jako ulica Orląt 10. W parę lat później przenieśli się oni do okazałej willi zlokalizowanej zaledwie kilka ulic dalej. Jak udało nam się dowiedzieć, Pani Irena miała mieć przed laty bardzo dobry kontakt ze swoim jedynym synem Wacławem.

Choć ich stałym miejscem zamieszkania zostało już Mazowsze, bardzo często odwiedzali oni swoje rodzinne strony oraz Zakopane, w którym przed laty mieszkał, pracował jak i uczestniczył w wyścigach samochodowych sam Tadeusz Tabencki.

Z wielu opowiadań wynika, że Pani Irena zajmowała się wtedy domem, w którego progach często gościły znane osobistości ze świata kolekcjonerów zabytkowych samochodów, ludzi polskiego motorsportu, jak i również polityków z tamtej epoki. Z relacji kilku osób możemy także wywnioskować, że w wolnych chwilach rozwijała ona jedno ze swoich zainteresowań, które bardzo dobrze widać na starych fotografiach z lat trzydziestych – krawiectwo.

„W latach osiemdziesiątych, gdzieś około 1985 roku, Pani Irena szyła dla mojej babci sukienkę na ślub ciotki. Przyjęła ją wtedy w swoim domu, czyli zapewne w willi przy ulicy Krasińskiego” – wspomina Piotr Stankiewicz.

Sporo osób było wręcz zdania, że Pani Irena pochodziła z dosyć zamożnej rodziny tzw. „przedwojennych wyższych sfer”. W stwierdzeniu tym jest zapewne sporo prawdy. Idealnym tego przykładem są jej dawne zdjęcia, które cudem ocaliliśmy od zniszczenia i zapomnienia. Prawie stuletnie fotografie ukazują Panią Irenę jako niezwykle elegancką kobietę, która w wielu przypadkach została uchwycona przy zabytkowych budynkach, bądź w pięknych okolicznościach przyrody.

„Pani Irenka była spokojną, można powiedzieć trochę zamkniętą w sobie osobą. Pamiętam ją jeszcze ze swojego, bardzo wczesnego dzieciństwa. Gdy zobaczyłam na Waszej stronie jej zdjęcie, od razu pomyślałam, że to moja mama, która wtedy bardzo podobnie się ubierała. No i ta stylowa fryzura. Pani Tabencka bardzo często przychodziła na herbatę do moich rodziców. Pamiętam też jej psa, który biegał za nią po działce. Na tym zdjęciu z lat sześćdziesiątych zauważyłam właśnie tamte pamiętne rabaty kwiatowe. Pani Irena przyszła wtedy do mojej mamy i prosiła o radę, bo nie potrafiła sobie poradzić z ich zasadzeniem. Mama oczywiście jej pomogła. Jak patrzę na te zdjęcia to wszystkie te fajne wspomnienia wracają w jednej chwili…” – wspomina nasza rozmówczyni, dawna sąsiadka Państwa Tabenckich.

A jaki był związek Pani Ireny z szeroko pojętą motoryzacją? Wielokrotnie pojawiała się ona na fotografiach w towarzystwie najcenniejszych samochodów z kolekcji swojego męża. Uczestniczyła ona również w rozmaitych rajdach i imprezach samochodowych, które odbywały się przed laty. Na ostatnim takim wydarzeniu, Pani Irena pojawiła się w 1992 roku. Była to jedna z ostatnich edycji organizowanego w Podkowie Leśnej Autosacrum, na którym Tadeusz Tabencki i Pan Mirosław Wnuczek postanowili wybrać się legendarnym Mercedesem 500K. Prócz krajowych imprez, Pani Irena gościła wraz ze swoim mężem (a w pewnych przypadkach i z synem) na kilku zagranicznych imprezach dla zmotoryzowanych. Rodzina odwiedzała kraje takie jak Belgia, Francja, Włochy, Wielka Brytania, Niemcy, a nawet… Stany Zjednoczone, gdzie mieszkała pewna część rodziny Tadeusza. Dowiedzieliśmy się również, iż zaledwie dwa miesiące przed wybuchem II wojny światowej, na Panią Irenę rejestrowany był czeski cud techniki - przedwojenna Skoda Popular 420. Kto wie, może był to jej pierwszy samochód?

„Gdy Tadeusz przygotowywał wraz ze mną swojego niebieskiego Jaguara do nagrań filmowych, miał wtedy problem z jedną rzeczą. Zależało mu bowiem, aby ta angielska limuzyna posiadała swój oryginalny emblemat, który wymagał skomplikowanej renowacji w postaci odtworzenia dawnych liter na powierzchni znaczka. Czasu było mało. Codziennie, gdy kilkukrotnie przechodził on tuż obok mojej posesji - dopytywał się czy czegoś nowego nie wymyśliłem w tej sprawie. Podczas jednej z wizyt w jego domu, za naszymi plecami pojawiła się nagle Irena. Widząc strapionego całą tą sytuacją męża, oznajmiła: „Tadek, jak będziesz się dobrze sprawował i nie robił problemów to dam Ci świetny patent na ten znaczek. Popatrz, tutaj masz dziecięcy makaron, słynne literki. Spróbuj odbić napis Jaguar z tego makaronu na znaczku i nikt nie zauważy najmniejszej różnicy!” – dodała. Wtem Tadeusza olśniło i zrobił właśnie tak, jak mu to Irena poradziła” – wspomina wieloletni znajomy Tadeusza Tabenckiego.

Podczas miłej rozmowy, którą przeprowadziliśmy z dawnymi sąsiadami Tadeusza Tabenckiego nie obyło się również bez wspomnień związanych samym seniorem rodu:

„Pamiętam jak Tadeusz podjeżdżał tutaj takim pięknym, niebieskim i długim na kilka metrów samochodem sprzed wojny. Kojarzę tez jego czarnego Mercedesa, z którego był niezwykle dumny, Maybachy… no i czerwony traktorek stojący w rogu działki! Był on człowiekiem bezkonfliktowym. Gdy patrzę na publikowane przez Was zdjęcia i widzę ten jego uśmiech to mam jego obraz przed samymi oczami. On nawet jak był smutny to się cieszył. Taki był. Niektórzy ludzie się z niego śmiali, bo ubierał się bardzo skromnie i prawie codziennie zasuwał na składaczku czy ulubionej czerwonej motorynce, by tylko doglądać swoich skarbów. Nieraz moi rodzice pozwalali mu brać od nas wodę czy użyczyli prądu, bo jego działka nie miała wszystkich złącz. Był on jednak osobą, żeby brzydko tego nie ująć, dosyć skąpą… Dla przykładu, jak byłam dzieckiem to zepsuł mi się łańcuch w moim rowerze. Tato więc zgłosił się do niego i poprosił o naprawę lub wymianę zepsutej części, bo tam było ich pełno! Niestety, można powiedzieć, że na tą naprawę czekam do dnia dzisiejszego… Tak to z nim bywało! Tadeusz uwielbiał też orzechy. Pewnego razu przyszedł do mojego taty z pewną prośbą. Mówił, że jego orzech, w przeciwieństwie do drzewa sąsiada kilka domów dalej, w tym roku kiepsko się miewa. Poprosił, czy tato nie mógłby po zmroku nazbierać dla niego choćby małego wiaderka orzechów, gdyż ten bardzo je lubił. – nadmienia z uśmiechem na ustach nasza rozmówczyni.

„Pamiętam jak kiedyś do mojego zakładu lakierniczego przyszedł Tadeusz i poprosił, aby pomóc mu w renowacji jednego z jego cenniejszych wozów. Wspominał, że na zawołanie może wyłożyć na ten remont 30 tysięcy złotych. A były to czasy, kiedy średni miesięczny zarobek wynosił 500 zł!" – dodaje sąsiad znający Tadeusza Tabenckiego w przeszłości.

Nie wszystko było jednak tak kolorowe, jakie się mogło wydawać…

„Panią Irenę wielokrotnie spotkaliśmy w pobliskim sklepie spożywczym. Kobieta, której mąż posiadał w tych wszystkich samochodach aż tak przeogromny majątek, kupowała wówczas jedno jajko, plaster sera i malutką kajzerkę. Przykro było na to wszystko patrzeć. Tadeusz natomiast, można powiedzieć, że miał żołądek ze stali. Potrafił wstać wcześnie rano i bez żadnego śniadania majstrować przy swoich eksponatach. Gdy moja mama to wszystko widziała, to nieraz przynosiła mu talerz z obiadem. Tamten wtedy bardzo się cieszył, dziękował i zabierał posiłek do swojego samochodowego raju. Pani Tabencka wielokrotnie zwierzała się ze łzami w oczach mojej mamie, że jest jej bardzo ciężko z powodu działań jej męża w związku z całą tą kolekcją. Ona w ogóle nie miała serca do tych samochodów, nie interesowała się nimi, a on nie interesował się nią...” – dodaje dawna sąsiadka Państwa Tabenckich.

„Znałam również obie wnuczki Tadeusza. Gdy przyjeżdżały one w wakacje do swoich dziadków, wielokrotnie bawiłam się z nimi, jak to się mówi „przez siatkę”. Na działce stało wtedy już sporo samochodów, a w tym dużo zwykłych gratów, które nadawały się do kapitalnego remontu. W miejscu naszych zabaw, co jakiś czas pojawiał się tylko Pan Tadeusz, który zwracał nam wszystkim uwagę, abyśmy uważali tylko na stojące obok pojazdy. Raz wybrałyśmy się razem kilka ulic dalej, na posesję ze starą willą, w której mieszkali Państwo Tabenccy, bo na tej działce przy torach składowane były głównie samochody. Pamiętam też jeden z pokoi, w którym było tylko kilka rzeczy – tapczan, drewniana ława i wielka lampa. Praktycznie za każdym razem siedziała przy niej właśnie Pani Irena, która zaczytywała się stercie gazet, które leżały wokoło. Taką ją zapamiętałam” – wspomina nasza rozmówczyni.

Pani Irena praktycznie w ogóle nie uczestniczyła w związanych z samochodami swojego męża dyskusjach, które wielokrotnie odbywały się w towarzystwie gości grodziskiego kolekcjonera. Podzielność pasji, którą można było zauważyć jeszcze na zdjęciach z lat sześćdziesiątych, kiedy to Irena Tabencka wraz z mężem odwiedzała samochodowe rajdy i zloty – po latach wygasała prawie do zera. Sporo osób wspomina, że widziało ją tylko, gdy przynosiła herbatę lub ciastka, po czym w ciszy znikała w kuchni lub w swoim pokoju, w którym potrafiła spędzić nawet cały dzień. Po śmierci swojego męża w 1996 roku, prawdopodobnie na okres roku lub dwóch lat, Pani Irena opuściła swoje dotychczasowe miejsce zamieszkania. Miała ponownie wrócić do swojego dawnego domu w okolicach 1998 roku. Tak tamten moment zapamiętał jeden z mieszkających nieopodal sąsiadów:

„Po śmierci Tadeusza myśleliśmy, że tam w ogóle już nikt nie mieszka. Światło nie paliło się w żadnym oknie, a działka obfitowała w stojące w trawie samochody i motocykle. Zmotywowani różnymi historiami o zaparkowanych tam Porschakach i innych sportowych maszynach sprzed lat – postanowiliśmy się tam wybrać wraz z kolegami w jeden z wakacyjnych dni. Cóż to był za widok! Niektóre z aut wciąż były kompletne i wręcz gotowe do jazdy! Było już coraz ciemniej, zbliżał się wieczór. Gdy tak chodziliśmy i zwiedzaliśmy, w pewnym momencie postanowiłem zajrzeć do jednego z wychodzących na ogród okien starej wilii. Taka po prostu młodzieńcza ciekawość. Wtedy prawdziwie się… przeraziłem! Tuż za jeszcze pustą przed chwilą szybą, twarzą w twarz ze mną stanęła starsza kobieta trzymająca w ręku zapaloną świecę. Stała tak bez ruchu i wpatrywała się we mnie. Scena jak z najstraszniejszego horroru! Wystraszyłem się wtedy i w mig uciekliśmy z działki. Do dziś się zastanawiam, czy była to Pani Irena czy jednak jej duch…”

Pani Irena Tabencka odeszła z tego świata 19 grudnia 2001 roku w wieku 89 lat. Została pochowana tuż obok swojego męża na jednym z warszawskich cmentarzy. Choć do dnia dzisiejszego wiele osób posiada różne opinie na jej temat oraz całej sytuacji z kolekcją – Pani Irena była niewątpliwie jedną z ostatnich osób, które przez dziesięciolecia były najbliżej Tadeusza Tabenckiego. W celu upamiętnienia jej osoby wciąż próbujemy skontaktować się z tymi bliższymi jak i dalszymi członkami jej rodziny oraz ludźmi, którzy mieli okazję poznać ją w przeszłości. Gdyby ktoś z Was znał takiego kogoś lub po prostu chciał podzielić się z nami wspomnieniem związanym z tematem Pani Ireny lub Tadeusza Tabenckiego – będziemy niezwykle wdzięczni za kontakt z nami w tej sprawie. Nie pozwólmy zginąć tej historii!

Tekst: Marcin Zachariasz

Zdjęcia: Archiwum prywatne autorów

Pomoc merytoryczna: Anna Zatoń