Kwestia nabywania samochodów przez Tadeusza Tabenckiego to temat rzeka. Przez lata w sieci wrzało od rozmaitych spekulacji na ten temat. Przekazywane z ust do ust przez anonimowe osoby informacje były w większości miejskimi legendami, które powielane przez lata nabrały niezbyt pozytywnego wydźwięku na temat samej kolekcji jak i jej właściciela. Nie jest to tylko nasze zdanie, lecz również kilku naszych rozmówców, którzy mieli okazję bywać u Tadeusza Tabenckiego wiele razy. W tym artykule chcielibyśmy przybliżyć Wam jedną z historii związanych z zakupem zabytkowego pojazdu przez samego Tadeusza. Tym razem zanurzymy się na chwilę w świat amerykańskiej motoryzacji dwudziestolecia międzywojennego. Na warsztat wjeżdża Ford - a konkretniej Ford Model A.
Wśród zgromadzonego w ogrodzie tłumu samochodów produkcji niemieckiej, włoskiej jak i angielskiej, zmontowana w Stanach Zjednoczonych maszyna ginęła nieco w tłumie innych, niekiedy bardzo podobnych do siebie z wyglądu pojazdów. Czarny Ford stał przez wiele lat zaparkowany w rogu wybudowanego w latach osiemdziesiątych pawilonu. Zawsze zastanawiało nas jaka historia skrywa się pod zmęczoną i szybko pochłaniającą przez korozję blachą. Odpowiedź na to pytanie znaleźliśmy całkiem niedawno - znajdowała się ona pośród pożółkłych listów, które Tabencki gromadził w jednej ze swoich teczek…
Na leciwego Forda natrafił on w okolicach Krasnegostawu na tajemniczej Lubelszczyźnie – miejsca bogatego po wojennych zawieruchach w dość nietypowe samochody. Dokładnie w tym samym miejscu grodziski kolekcjoner natknął się na jedno ze sportowych Bugatti, które nie przedstawiało zbyt dużej wartości dla jednego z członków tamtejszego arystokratycznego rodu. Jednak tą historię przedstawimy Wam innym razem. Wróćmy do Forda. Był to egzemplarz w wersji Tudor Sedan. Najprawdopodobniej zjechał on z linii montażowej w 1927 roku. Samochód należał wcześniej do Stanisława Zająca – mieszkańca wsi o nazwie Krynica (powiat Krasnystaw). Tabencki odwiedził to miejsce latem 1969 roku.
„Wielmożny Panie, długo nie odpisywałem, ponieważ usiłowałem nawiązać kontakt z właścicielem samochodu ciężarowego Renault – po pewnym czasie rozmawiałem z nim, ale oświadczył mi, że samochód już dawno się sprzedał no i wobec tego sprawa kupna przez Pana tego wozu wydaje mi się nieaktualna. Mogę poszukać inny samochód ale jeśliby Pan chciał skorzystać z mego pośrednictwa w tej sprawie muszę dokładnie wiedzieć czego Pan szuka, o jakiej nośności, z którego roku budowy – otwarty czy też kryty no i w jakiej cenie? Wydaje mi się, że mógłby Pan spróbować kupić samochód np. z przetargu, które u nas dość często się odbywają a cena na Nysę lub Żuka jest około 20. 000 zł, ale jak Pan wie są zawodowi podbijacze, którzy często żerują na tych transakcjach i trudno jest od nich się uwolnić (…) - ” – pisze na maszynie Tabencki.
W tamtym okresie Tadeusz Tabencki nie przepuścił żadnej okazji, aby stać się właścicielem leciwej maszyny z duszą, które tak bardzo kochał. Dementujemy przy tej okazji jedną z plotek, która silnie funkcjonowała wokół jego osoby przez wiele lat. Mianowicie, wielu spekulatorów było niemalże pewnych, że każdy z samochodów, które posiadał Tadeusz - został siłą wymuszony od dawnego właściciela pod groźbą rekwiracji bądź innych nieprzyjemności, do których miał dopuszczać się grodziski kolekcjoner. Wyssane z palca historie zostawilibyśmy bez echa, ale w tym przypadku pojawia nam się przed oczami obraz jednego z przyjaciół Tadeusza Tabenckiego, który słysząc plotki o jego rzekomych działaniach w UB – uśmiechnął się z politowaniem i dodał, że nie było czasu na takie rewelacje, gdyż po skończonej pracy w Urzędzie Komunikacji trzeba było zająć się remontem kolejnej maszyny, która czekała na lepsze czasy stojąc w zastawionym samochodami ogrodzie.
Takim wozem okazał się być zmęczony życiem na polskich drogach Ford Model A. Długi czas zalegał on w garażu, stojąc tuż obok motocykla DKW – dwukołowej maszynie, którą do pakietu z amerykańskim Fordem także zakupił Tabencki. Bez większych ogródek odpowiedni plik pieniędzy zmienił swojego posiadacza, a pamiętający czasy prohibicji Ford został załadowany na wynajętą ciężarówkę i bez większych przeszkód dostarczony na działkę przy ul. Orląt. Tak moment ten wspominał w jednym z listów Tabencki:
„(…) samochód przywieźliśmy ciężarówką i to nową, która do celu przybyła bez żadnych specjalnych kłopotów. O godzinie dziewiątej wieczorem Ford już stał u mnie w ogrodzie”
Jednak nie wszystko było różowe. Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że przedwojenna maszyna ma spore braki mechaniczne, a jej ogumienie jak i rzadko pojawiające się na ówczesnym rynku szprychowe koła – nadają się do rychłej wymiany.
„Po dokładnym oglądnięciu tego samochodu stwierdziłem, że koła są w bardzo kiepskim stanie – szprychy mocno popękane, a obręcze prawie nie pasujące do obrzeży kół. Zachodzi konieczność dorobienia szprych i oczywiście zrobienia kół, które by gwarantowały, że się nie rozlecą w czasie jazdy” – nadmienia nowy właściciel Forda.
Wszechobecna korozja również dawała się we znaki…
„Chciałem Pana poinformować, że remont samochodu przeprowadzę bardzo dokładnie, wszystkie części piaskuję, obrabiam, lakieruję, względnie chromuję – tak, że samochód po pewnym czasie powinien być przyzwoity (…) przy piaskowaniu obudów lamp, które dostałem od Pana, zrobiło się takie sito w tych blachach z powodu poprzedniej rdzy, że obecnie patrząc pod światło ma się wrażenie oglądania nieba gwiaździstego w nocy – tyle dziur i szczelin (…)”
Niemiłą niespodzianką był również stan silnika i jego podzespołów. Chłodnica była zapchana starą mazią, której Tabencki wyciągnął aż… 1,4 kg! Wiele zmęczonych życiem części trzeba było wymienić więc na nowe.
Przyglądając się dawnej korespondencji warto zwrócić uwagę na dawny adres, pod którym mieszkał Tadeusz – Janka Krasickiego 2. Na ten sam adres zaadresowanych jest kilka listów z klubów Bugatti, które znajdują się w naszej kolekcji. Miejscem tym była legendarna posesja z przedwojenną willą. Na drugiej posesji składowane były samochody.
Według naszych ustaleń Ford miał być przygotowywany na jeden z oficjalnych zlotów miłośników tej marki, które odbywały się w Danii. Ich organizatorem był Københavns Ford A Klub, którego cały plik unikatowych broszur i prywatnych listów skierowanych do Tadeusza Tabenckiego znajduje się w naszych zbiorach. Jego założyciele z wielkim szacunkiem podchodzili do osoby grodziskiego kolekcjonera, który dostawał dziesiątki eleganckich zaproszeń na kolejne spotkania i zloty miłośników Fordów A. Ten natomiast, jak również w przypadku innych klubów z całego świata, oferował niektóre z zapasowych części do starszych samochodów, których miał na pęczki. Ich spora ilość była pochowana w zwykłych, ustawionych w garażu, drewnianych szafach i komodach.
„Tabencki był jedyny w swoim rodzaju. Ktoś powiedział mu, że mam replikę podobnego Forda i tak musiał się o mnie dowiedzieć. Mój znajomy raz zaprowadził mnie do niego. Gdy Tadeusz wyłonił się zza bramki oznajmił, że ja mogę wejść do środka, ale kolega zostaje. Takie miał najwyraźniej metody, gdyż bardzo bał się o swoje zbiory i często nie pokazywał wszystkiego zwiedzającym. Gdy weszliśmy do domu, na jego biurku leżał cały stos gazet, a w każdej z nich była choć jedna, mała wzmianka o moim samochodzie! Musiał się dobrze przygotować przed spotkaniem” – powiedział nam kiedyś jeden z naszych rozmówców, dawny znajomy Tadeusza Tabenckiego. Sympatię do leciwych modeli Forda potwierdza fakt, że w jednym z garaży Tabenckiego znajdował się inny Ford – starszy Model T będący jednym z bestsellerów tej marki.
Przez kolejne lata ciemny Ford Model A stał zaparkowany wśród pozostałych eksponatów zgromadzonych w białym pawilonie. Pod koniec lat osiemdziesiątych miejsce to wyglądało naprawdę imponująco. Samochody zostały ustawione równo obok siebie, a zgromadzone wokoło części nie utrudniały zbytnio ich oglądania. Pawilon był również oświetlony, co znacząco polepszało panujące w nim warunki.
Na początku lat dwutysięcznych wóz przedstawiał już o wiele mniejszą wartość, bowiem zostały z niego skradzione oryginalna atrapa chłodnicy jak i wyposażenie wnętrza. Cała „buda” była mocno skorodowana, czarny lakier odchodził z niej płatami. Około 2006 roku wóz został zabrany z dotychczasowego miejsca za zgodą syna właściciela, po czym trafił do rąk jednego z pasjonatów zabytkowej motoryzacji.