Fiat Multipla, czyli brakujący element

Pewnie jak wielu z Was, od zawsze intrygowała nas historia niebieskiej Multipli, która w końcówce lat osiemdziesiątych znalazła się w rękach Tadeusza Tabenckiego. Nazywanego „pierwszym na świecie minivanem” Fiata cechował nie tylko ponadprzeciętny wygląd, ale również świetnie przemyślane jak na tamte czasy rozwiązania, które nawet po upływie wielu lat – potrafiły pozytywnie zaskoczyć swojego posiadacza.

Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych posiadanie takiego samochodu w naszym kraju wiązało się z nie lada nobilitacją. Przy jednym z takich aut pozowała do zdjęć niezapomniana polska piosenkarka Ludmiła Jakubczak (1939-1961), z którą już na zawsze kojarzyć nam się będzie piosenka „Gdy mi ciebie zabraknie”. Znany kompozytor (a prywatnie mąż artystki) - Jerzy Abratowski od zawsze uwielbiał otaczać się oryginalnymi samochodami. Jego pasję naturalnie podzielała też sama Ludmiła. W posiadaniu „muzycznej pary” znajdował się przecież przepiękny Citroen Traction 15 Six z charakterystycznie wystającymi błotnikami. Lecz to właśnie w towarzystwie włoskiej minivana powstała jedna z najbardziej rozpoznawalnych sesji zdjęciowych artystki, której efekty prezentujemy Wam poniżej.

Powróćmy jednak do losów grodziskiego egzemplarza. Dawnym właścicielem Fiata był pan Tomasz Pętala, który do dnia dzisiejszego wielkim sentymentem darzy klasyczne modele Fiatów. Aby jednak od kuchni poznać „przedtabencką” historię jego minivana, musimy najpierw przyjrzeć się przeszłości jego pierwszego samochodu. Była nim spokrewniona z popularną „sześćsetką” Zastava 750, która… również wzbogaciła kolekcję Tadeusza Tabenckiego!

Dokładnie tak, nie przesłyszeliście się! Mowa tu o seledynowo-żółtej Zastavie, którą przez lata mogliście oglądać na posesji przy ulicy Orląt. Pan Tomasz stał się jej właścicielem mniej więcej w 1984 lub 1985 roku. Jugosłowiańska „Ficia” była samochodem używanym, który swoje w życiu widział. Spawane było w nim podwozie, które po prostu przerdzewiało ze starości. Z racji tego, że wóz posiadał już nowszy typ nieotwieranych pod wiatr drzwi – jego produkcję możemy datować na przełom lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

„Wszystko miało miejsce pod koniec lat osiemdziesiątych, podczas jednej z moich rowerowych przejażdżek ulicami Brwinowa. Na jednym z podwórek, w przydomowej szopie zauważyłem przez uchylone drzwi tył, jak mi się wtedy wydawało, Zastavy 750. Pojazd był w fazie przygotowań do położenia nowego lakieru, gdyż na jego karoserii znajdowały się liczne ślady po papierze ściernym. Z racji tego, że moja Zastavka była już wtedy słaba blacharsko (skorodowane podwozie), postanowiłem zapytać, o możliwość kupna. Dopiero po jakimś czasie, kiedy udało mi się skontaktować z właścicielem, dowiedziałem się, że jest to Multipla.” – nadmienia nasz rozmówca.

Egzemplarz ten został wyprodukowany w latach sześćdziesiątych i posiadał już nieco nowszy typ kierunkowskazów przednich. Fabrycznym (a zarazem pierwszym) kolorem nadwozia auta był odcień mysi. Po krótkiej rozmowie okazało się, że wóz przeszedł już wcześniej remont blacharski. Jedyne, co trzeba było zrobić to polakierować nadwozie i złożyć oryginalny silnik, który znajdował się wtedy w częściach. „Cóż za okazja!” – pomyślał przyszły właściciel Fiata i bez wahania zdecydował się na zakup.

Pierwsza w kolei została skompletowana 22-konna jednostka napędowa, którą finalnie udało się uruchomić bez żadnych problemów. Następnie przyszedł czas na nowy lakier. Multipla przybrała wtedy „lotniczy”, bo niebieski kolor karoserii. Jej zderzaki, ozdobne listwy jak i zamontowana na samym froncie kartka zostały natomiast przemalowane na odcień biały, który ciekawie kontrastował z całością. Odświeżone zostało też wnętrze, w którym w zimowe dni nie doskwierał już arktyczny chłód. Fiat został bowiem doposażony przez pana Tomasza w dodatkowy system ogrzewania, za który odpowiadała pochodząca z dostawczej Nysy nagrzewnica. Wóz poruszał się na czarnych tablicach rejestracyjnych z numerem WSG 9154.

„To był wspaniały samochód do jazdy codziennej! Na przednich siedzeniach jechało się niemal tak samo jak w autobusie, nad kołami. Trafionym rozwiązaniem był też system składanych siedzeń z tyłu, dzięki którym mogłem przewozić w środku o wiele więcej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Multipla nigdy mnie nie zawodziła i bardzo mi się podobała” – wspomina Pan Tomasz.

„Pan Tadeusz wypatrzył mój samochód przy ulicy Składowej w Brwinowie, gdzie często go parkowałem. Przyjechał tam z kimś samochodem. Zapewne potrzebował czegoś z pobliskiego magazynu budowlanego. Pracujące tam osoby musiały mu powiedzieć, że Multipla należy do mnie i tak dostał do mnie namiar. Gdy już się spotkaliśmy, odbyliśmy z Panem Tadeuszem krótką jazdę próbną. Wóz bardzo mu się spodobał i od chciał go mieć. Jak się później okazało, moja Multipla był brakującym elementem do jego całej linii rozwojowej Fiatów z tamtych lat, którą udało mu się zgromadzić. Sprzedałem mu ją za kwotę 300 dolarów. Do Grodziska Mazowieckiego samochód trafił nieco później, razem w pakiecie z moją Zastavą 750, która zajechała już tam na holu. Pamiętam, że Pan Tadeusz bardzo mnie wtedy prosił, abym nie wspominał o jego nowym zakupie w obecności jego żony. Nie chciał, by Pani Irena dowiedziała się, że ten znowu sprawił sobie kolejny eksponat do swojej kolekcji. Pan Tadeusz pokazał mi wtedy kilka stojących w blaszanych wiatach pojazdów, ale ciągle nadmieniał, że bardzo się śpieszy i nie zdąży mi już wszystkiego zaprezentować. Nie chciałem też go naciskać. Doskonale pamiętam za to olbrzymią makietę kolejową, która znajdowała się u niego w domu na piętrze” – nadmienia były właściciel auta.

Aby każdy z Was mógł dokładnie przenieść się w tamte lata – zachęcamy do obejrzenia poniższego filmu, który nadesłał nam kiedyś Werkowicz. Materiał został nakręcony zaraz po tym, jak Multipla dołączyła do zbioru Tadeusza Tabenckiego, co widać po jej doskonałym stanie zachowania:

„Za uzyskaną ze sprzedaży Multipli sumę sprawiłem sobie całkiem fajnego malucha. Pamiętam, że przejeżdżając pociągiem w okolicy znajdującej się przy torach posesji Pana Tabenckiego, obserwowałem przez okno zgromadzone tam samochody. Niestety, większość z nich stała pod chmurką, co dawało się już wtedy po nich zauważyć. Ten sam los spotkał też moje dawne samochody, czego później żałowałem. Nadal mam wielki sentyment do starej Multipli i gdyby trafiła się okazja – na pewno chciałbym znów posiadać taki wóz” – dodaje nasz rozmówca.

Lata mijały, a wraz z nimi jugosłowiańsko-włoski „pakiet” coraz bardziej integrował się z okoliczną naturą. Cienkie blachy w mgnieniu oka zaczął trawić ząb korozji. Samochodów nie oszczędzali też włamujący się na działkę wandale. Wtedy to właśnie zaczęły znikać oryginalne klosze świateł i drobne elementy ozdobne, które uchodziły za najłatwiejszy dla złodzieja łup. Później rozgrabione zostały niegdyś odpalające „od strzała” silniki. Najdłużej nienaruszone pozostawały jednak wnętrza obu aut, w których nadal krążył duch „wspaniałych sześćdziesiątych lat”.

Z nadejściem lat dwutysięcznych na działkach zaczęły dziać się pierwsze od dłuższego czasu „przemeblowania”. Za zgodą Wacława Tabenckiego wykonywał je ze swoją ekipą Krzysztof Werkowicz. Leciwa Zastava została wtedy uchwycona na krótkim materiale wideo, który możecie obejrzeć poniżej. Film został nakręcony z myślą o konserwatorze zabytków, który miał zająć się tematem pozostawionego na pastwę losu zbioru. Jaki był tego efekt? To pytanie pozostawiamy Wam już bez odpowiedzi... Skorodowana karoseria 750-tki rozchodziła się wtedy dosłownie na boki…

Choć jugosłowiański samochód został z góry skazany na złomowanie, osoby pomagające w częściowym oczyszczaniu posesji długo głowiły się, co zrobić z Multiplą. Nietypowy samochodzik powoli powracał wtedy do łask i zaczynał przechodzić swoją drugą młodość. Niestety, argumenty związane z ratunkiem włoskiego minivana lub pochodzących z niego elementów niezbyt przekonywały syna grodziskiego kolekcjonera. Postanowił on pozostać w tej sprawie obojętnym. Wraz z nadejściem „drugiej tury” porządków – Multipla została pocięta na kawałki i wywieziona na pobliski skup złomu…

Jedynymi znanymi nam pozostałościami po obu samochodach są dwa komplety kluczyków, które znajdują się w naszej kolekcji i stanowią dla nas naprawdę cenną pamiątkę. Mamy wielką nadzieję, że ten artykuł będzie kolejnym dowodem na to, że rzeczy niemożliwe nie istnieją. Wierzymy, że w najbliższej przyszłości kolejne samochody Tadeusza Tabenckiego ponownie odzyskają swoje prawdziwe historie!

W tym miejscu chcielibyśmy bardzo serdecznie podziękować Panu Tomaszowi Pętali za podzielenie się z nami wspaniałymi wspomnieniami z nie tak odległej przeszłości. Podziękowania kierujemy też do Pana Marka, od którego otrzymaliśmy kontakt do dawnego właściciela Fiata jak i Zastavy. W przypadku odnalezienia jakichkolwiek nieznanych jak dotychczas fotografii i filmów związanych z opisanymi wyżej samochodami – na pewno uaktualnimy nasz wpis.

Tekst: Marcin Zachariasz

Zdjęcia: Archiwum autorów strony, Krzysztof Werkowicz, Jerzy i Elżbieta Wawrzyńscy, film dokumentalny „Ludmiła” (reż. Bohdan Kezik), Tomasz Morawski