Czerwony jak Fiero

Przekrzywione na bakier bejsbolówki, parterowe domy ogrodzone białymi płotkami, czy pokaźnych rozmiarów, plastikowa bańka na mleko to tylko kilka elementów, które nieodłącznie kojarzą nam się z amerykańskim życiem połowy lat osiemdziesiątych. Era ta obfitowała również w samochody typu „mid-engine”, na które zamysł narodził się poniekąd przez słynny kryzys paliwowy, który wymiótł z gamy amerykańskich samochodów legendarne, potężne silniki o iście przeszywającym ciało brzmieniu.

Jednym z mocnych przedstawicieli tego segmentu aut był całkiem dobrze prezentujący się Pontiac Fiero. Koncern GM reklamował go jako drugi samochód w domu o sportowych kształtach, idealny na dojazdy do pracy i sprawne poruszanie się po mieście. Przypominająca mały jacht stylistyka nadwozia od początku była chwalona za swój styl. Do promocji Pontiaca Fiero zaliczały się również spore zabiegi marketingowe, którymi była przykładowo sponsorowana przez Pontiaca trasa koncertowa zespołu Daryl Hall & John Oates, którzy reklamowali swój album pt. „Big Bam Boom” na przełomie 1984 i 1985 roku. Nowe Fiero pojawiło się też na okładce ich świeżo wydanej płyty. Dobra reklama miała poniekąd zakryć też niektóre z wad samochodu, do których wliczał się przykładowo brak wspomagania kierownicy.

Sportowe Fiero było samochodem wyzwolonej młodzieży, która fascynowała się małymi, szybkimi i przede wszystkim tanimi wozami. Świetnie obrazował to biały egzemplarz samochodu siostry tytułowego Ferrisa – Jeanie, który pojawił się w kultowej komedii pt. „Wolny dzień Ferrisa Buellera” z 1986 roku. Dwuosobowy Pontiac miał w swojej historii także nieco mniej chlubny epizod związany z jego niekontrolowanym samozapłonem wywoływanym poprzez wadliwe korbowody. Nie pomagał również fakt, że nadwozie Pontiaca było wykonane z włókna szklanego, które było bardzo łatwopalne. Wada objęła 260 wyprodukowanych w 1984 roku samochodów, a fakt ten szybko podjęły tamtejsze magazyny określając niegdyś opływający w sukcesy wóz jako „niezbyt bezpieczny środek transportu”. Na szczęście usterka została zażegnana, a żaden właściciel sportowego Pontiaca nie odniósł obrażeń podczas feralnych wypadków. Co ciekawe, o wadzie tej wspominano już w zarządzie firmy na początku 1983 roku, kiedy to dwa zupełnie nowe samochody zapaliły się podczas testów.

Stojący tuż koło garaży sąsiadujących z willą Tadeusza Tabenckiego Pontiac został wyprodukowany w 1984 roku. Czerwony egzemplarz był odmianą określaną jako 2M4 SE. Stylu dodawały mu pomalowane na złoty kolor felgi. Ponadto, Fiero posiadało akcesoryjny szyberdach, a jego wnętrze obszyte było eleganckim materiałem w szarym kolorze. Silnik został umieszczony podobnie jak w przypadku VW-Porsche 914 i Fiata X1/9 – tuż za dwoma przednimi siedzeniami. Czterocylindrowa jednostka napędowa typu Iron Duke o pojemności 2,5 litra dysponowała mocą 93 KM i przy dobrych warunkach mogła rozpędzić maszyę do 166 km/h. Opisywany model Pontiaca Fiero posiadał też manualną, czterobiegową skrzynię, która była montowana równie często co 3-stopniowy automat.

Przez wiele lat mówiło się, że czerwony Pontiac był własnością syna Tadeusza Tabenckiego. Z otrzymanych przez nas informacji wynika jednak, że wóz ten równie dobrze mógł być tylko sporadycznie przez niego użytkowany, wciąż będąc zarejestrowany na dane właściciela kolekcji. Bardzo ciekawa jest również historia jego zakupu.

„Czerwone Fiero trafiło do Tadka, kiedy ten zaczął interesować się moimi konstrukcjami laminatowymi. Pokazałem mu skonstruowane przez nas plażowe Buggy robione na poczciwym garbusie oraz Lamborghini Countach z drzwiami otwieranymi do góry. Naprawdę bardzo mu się te samochody spodobały i też chciał takowe posiadać. Na bazie Fiero można było wtedy zbudować najróżniejsze repliki, w tym Ferrari Testarossę. Odkupił go, ale Pontiac pozostał w oryginale do samego końca” – dodaje osoba znająca przed laty Tadeusza Tabenckiego, dawny właściciel Pontiaca Fiero.

Wóz zaliczał się do grupy nieco nowocześniejszych maszyn, które Tabencki „zamawiał” na swoje działki na początku lat dziewięćdziesiątych. Pomimo tego, że samochód stał przez cały czas zaparkowany na dworze – jego karoseria wykonana była z kompozytów, co pozwoliło przetrwać mu przestać w całości jeszcze wiele lat. Prawdziwa demolka zaczęła się w połowie lat dwutysięcznych, kiedy z wnętrza samochodu zaczęły znikać elementy elektroniczne i rozmaite wiązki kabli. Kilka lat po tych zdarzeniach Fiero zostało ogołocone z nieatrakcyjnych jak dotąd dla złomiarzy części. Zniknęły drzwi, zderzaki, a nawet komplet felg obitych w oryginalne opony. Rzeczy te oferowane były przez jakiś czas na znanym portalu aukcyjnym, lecz w niedługim czasie zniknęły z niego bardzo szybko. Finalnie karoseria została wywrócona na dach, a resztki wyposażenia wnętrza zostały rozsypane po terenie całej działki. Niewiele później – niegdyś kompletny samochód z amerykańskim rodowodem zniknął bezpowrotnie ze swojego stałego miejsca pobytu.

Choć jaskrawe Fiero nie przedstawiało może zbyt dużej wartości – było zapewne jednym z nielicznych pojazdów tego typu, które jako pierwsze pojawiły się na polskich ulicach. Po legendarnym Pontiacu z początku lat osiemdziesiątych pozostało nam kilka pamiątek w formie dawnych fotografii oraz… zestawu kluczyków znajdujących się w oryginalnym futerale z logo marki. Zdjęcia tych artefaktów prezentujemy Wam poniżej.

Ciekawe, jak dalej potoczyłyby się losy Fiero, gdyby Tadeusz Tabencki był w stanie zrealizować swoje marzenia o laminatowych nadwoziach? Być może czerwony Pontiac udawałby Ferrari Testarossę, a może Lamborghini Countach? Niestety - tego już nigdy się nie dowiemy.

Tekst: Marcin Zachariasz/Bartłomiej Ślusarek

Zdjęcia: Krzysztof Werkowicz, archiwum prywatne autorów strony