Piękny, dostojny oraz niezwykle kontrowersyjny – te przymiotniki idealnie mogą opisać nam jeden z najcenniejszych po Bugatti 57 samochodów w kolekcji Tabenckiego, który przez lata był jej czołową ozdobą i dumą swojego właściciela...
Konkretny egzemplarz wyprodukowany został w niemieckich zakładach Sindelfingen. W murach tej samej fabryki, jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych powstawały niektóre elementy karoserii do kultowego Mercedesa W124. Jak udało nam się ustalić, wersja nadwoziowa tego samochodu opisywana była jako Cabriolet B. Odmiana ta cechowała się czterema wygodnymi miejscami wewnątrz, dodatkowymi, małymi szybami dla pasażerów siedzących z tyłu oraz rozkładanym dachem, który w jednym momencie z defiladowego kabrioleta zmieniał się w przepełnioną elegancją limuzynę. Środek auta występował w kremowej tonacji zadbanych skór. Na tablicy rozdzielczej znajdował się oczywiście szereg drogocennych już dzisiaj zegarów, lecz do kompletu brakowało jednego z nich, ulokowanego maksymalnie z prawej strony. Jego brak można śmiało zauważyć w jednej ze scen filmu „Podpisano Arsene Lupin” z 1959 roku, ale o tym powiemy później… Po latach jego brak nie rzucał się już tak bardzo w oczy, bowiem puste wgłębienie zostało sprytnie wypełnione.
Przejdźmy do siły napędowej owego pojazdu. Mercedesa napędzał silnik o pojemności 5,4 litra. Osiągał on moc 180 KM, a było to możliwe dzięki pracy dziarsko wyjącego pod maską kompresora. Warto przy tej okazji nawiązać do jednej rzeczy. Najsłynniejszy Mercedes Tabenckiego był przez lata określany jako 540K. Pisano o tym w prasie, przytaczano w wywiadach, a nawet podobno sam właściciel wozu nawiązywał do tej nazwy modelu. W rzeczywistości samochód był Mercedesem W29 500K z 1935 roku, pod którego maską drzemał silnik z mocniejszej odmiany 540K. Samochód miał również posiadać dokumenty, na których gołym okiem można było dostrzec oznaczenie „540K”, lecz było to mylne. Co ciekawe, sama linia karoserii, specyficzny bagażnik z tyłu auta, a także otwierane „nie pod wiatr” drzwi były dość rzadkim widokiem w tej klasie samochodów. Jak wiemy od jednego z naszych rozmówców, Tadeusz Tabencki wspominał za życia, że był to jedna z 3 sztuk tej wersji Mercedesa na świecie.
Unikatowy kabriolet był poddawany niewielkim zmianom na przestrzeni wszystkich wielu lat. Prócz kilku braków na swojej karoserii, samochód trzymał się naprawdę nieźle jak na swoje lata. Jego oryginalne, szprychowe koła miały mieć gdzieniegdzie powstawiane specjalnie dorobione gwoździe. Jednak praca ta została wykonana niezwykle dokładnie do tego stopnia, że z oddali nie było tego praktycznie widać. W latach siedemdziesiątych samochód poruszał się na kołach z „pełnymi” felgami, a w miejscu koła zapasowego znajdowała się opona z nieoryginalną i o wiele nowszą felgą z kołpakiem Mercedesa. Jednak na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych 500K znów obity jest w opony z chromowanymi felgami szprychowymi.
Jak Tabencki natrafił na ten konkretny egzemplarz? Miało to miejsce na początku lat pięćdziesiątych, kiedy piastował stanowisko Naczelnika Samochodowni. Mercedes należał wówczas do jednego z komorników działającego na terenach Warszawy.
„Mercedes ten wystawiony był na sprzedaż w bardzo atrakcyjnych jak na tą rangę samochodów pieniądzach. Tabencki mógł sobie na niego pozwolić. Odkupił go od komornika w pakiecie z dwoma innymi wozami” – wspomina nasz rozmówca.
Jego stan już wtedy miał być zaskakująco dobry, a auto bez większych przeszkód mogło pokonywać dziesiątki kilometrów mazowieckich tras. Na temat przeszłości tego wozu krążą niesamowite historie, które często nie mają w ogóle nic wspólnego z przebywającą w Polsce maszyną. Niektórzy twierdzą, że miał to być prywatny środek transportu Króla Hiszpanii, inni uważają, że użytkował go sam Hermann Göring. Nic bardziej mylnego! Bardzo możliwe, że samochód należał przed II wojną światową do osoby pochodzącej z arystokratycznego rodu, a po wojnie miał znajdować się w parku samochodowym Bolesława Bieruta.
Pewne natomiast jest to, że był on przez lata gwiazdą wielu filmów. Gdzie się nie pojawił – zawsze wzbudzał duże emocje. Niektóre fragmenty filmów z jego udziałem znajdziecie na naszym kanale You Tube:
Mercedesem interesowali się także oczywiście inni kolekcjonerzy, którzy przyglądali się Tabenckiemu odbierającemu kolejne nagrody na zlotach i rajdach klasycznych pojazdów. Składali oni liczne, często bardzo atraktycjne oferty z zapytaniem dotyczącym odsprzedaży wozu, lecz Tabencki nigdy nie zgodził się na to. A podobne zapytanie wystosowane zostało nawet z samej siedziby Mercedesa w Niemczech.
Samochód przez wiele lat serwisowany był za granicą, w autoryzowanej stacji Mercedesa. Jak wspomina jedna z osób znająca przed laty Tadeusza Tabenckiego – „500K bardzo często na przegląd brali Niemcy z wyspecjalizowanego warsztatu Mercedesa. Tabencki eskortował wóz do granicy Polski, a później był on najprawdopodobniej brany na lawetę”. Nawoskowana i gotowa do drogi maszyna nie raz służyła jako ślubna limuzyna wioząca parę młodą pod bramy kościoła. Za kierownicą przyozdobionego auta siedział wówczas elegancko odziany Tabencki bądź jego prywatny kierowca.
„Pewnego razu Tabencki dał mi poprowadzić swojego 500K. Jeździłem nim w jego towarzystwie na jednej z podmiejskich dróg, a jego kierowca jechał za nami swoim prywatnym samochodem. To było wielkie przeżycie. Pamiętam specjalny przełącznik do kierunkowskazów umieszony wokół czerwonego loga Mercedesa na dużej kierownicy” – wspomina nasz rozmówca.
Sielanka związana z posiadaniem wyjątkowego wozu trwała mniej więcej do połowy lat dziewięćdziesiątych. Wtedy to Tabencki pojawił się na kilku mniejszych zlotach, lecz nie kierował on już osobiście swoim „oczkiem w głowie”. Następnie wóz trafił do jednego z blaszanych garaży mieszczących się tuż koło domu Państwa Tabenckich, a jego karoseria została okryta dziesiątkami koców i pokrowców. Niestety, wraz ze śmiercią swojego właściciela zabrakło odpowiedniej osoby, która zajęłaby się unikatowym Mercedesem 500K. Działki, garaże i place były z dnia na dzień rozkradane przez złodziei, a także ciekawskich.
„Po Grodzisku przez wiele lat krążyła historia, że niektóre dzieciaki biegają z papierami od Porsche po podwórkach” – dodaje jeden z sąsiadów Tadeusza Tabenckiego, który miał okazję wiele razy widzieć niektóre samochody z kolekcji.
Podobno syn Pana Tadeusza zdemontował kilka ozdobnych elementów auta, aby ustrzec się przed ich kradzieżą. Miał on wręcz prosić „nieproszone osoby” pojawiające się na działce, aby oszczędziły one garaż z cenną pamiątką, niestety – nie udało się… Najprawdopodobniej we wczesnych latach dwutysięcznych ikoniczny samochód został pocięty przez barbarzyńców na kilka mniejszych części. Przeprowadzone „na dziko” działania kończyły się często przypadkowym uszkodzeniem kilku mniejszych części, których wartość jest dzisiaj wręcz nie do opisania.
„Pamiętam wyczyszczone garaże, a w jednym tylną część czarnego Mercedesa. Pytałem się Wacława, co zamierza z tym zrobić, ale nie dostałem konkretnej odpowiedzi. Po paru dniach tego kawałka już nie było” – wspomina ze smutkiem jeden z naszych informatorów.
Pocięty na kawałki samochód zniknął w mgnieniu oka. Czy wciąż jest w takiej formie? Może został poskładany w całość i wciąż porusza się o własnych siłach? Póki co historia ta owiana jest gęstą mgłą tajemnicy…
Tekst: Bartłomiej Ślusarek / Marcin Zachariasz
Korekta: Bartłomiej Ślusarek
Zdjęcia: Jerzy Wawrzyński, Jan Peda, Kamil Gajda, Marcin Osiak, Wojciech Druszcz, Tomasz Skrzeliński, archiwum prywatne autorów