Art Deco na czterech kółkach

Na grodziskich działkach Tadeusza Tabenckiego wyrastały jak grzyby po deszczu, a ich pełne elegancji kształty ciekawie prezentowały się również w stanie całkowitego ich opanowania przez opanowującą te miejsca naturę. Mowa tu oczywiście o samochodach wyprodukowanych na przestrzeni lat trzydziestych, a dokładniej maszyn powstałych w czasie ostatniej dekady uwielbianego do dzisiaj przez artystów stylu Art Deco. Zapraszamy Was na podróż do dawnych dni, kiedy to zamiast jak największej ilości poduszek powietrznych czy kilometrów kabli elektronicznych systemów - prawdziwym rarytasem był zestaw dostojnie prezentujących się po obu stronach wozu kół zapasowych.

Zacznijmy tradycyjnie, bo Steyrów Baby nigdy za wiele! Porozsiewane na obydwóch posesjach austriackie samochody opływały wręcz we wspomnianą w tytule artykułu stylistykę. Ich konstrukcja była także niezwykle dobrze przemyślana, czego dowodem może być już sam „schowek” na tylne koło.

Tatra 57A Roadster. Już około 2001 roku nie miała się zbyt dobrze. Jej aluminiowe nadwozie zostało w pewnym momencie przetransportowane w bezpieczne miejsce. Niestety, po czasie czeski samochodzik ponownie wrócił na miejsce swojego wcześniejszego dogorywania, gdzie został doszczętnie rozkradziony, a następnie zdemolowany…

Kolejny roadster – tym razem od niemieckiej marki DKW. Na pomiętej przez czas fotografii możecie przyjrzeć się dobrze, jak ten sam egzemplarz brylował na ulicach Warszawy jeszcze w latach sześćdziesiątych! Na szczęście wóz ten zyskał drugą szansę i został odsprzedany przez syna Tadeusza Tabenckiego. Aktualnie odzyskuje on swój dawny blask w rękach nowego właściciela.

Polski Fiat 508 jeszcze przed samą wojną został bardzo dobrze przyjęty na rodzimych ziemiach. Prócz tego, że był to całkiem ładny samochód – charakteryzował się on bardzo dobrą jak na tamte lata ekonomią! Żółty egzemplarz Tabencki sprowadził na swoją działkę wiele lat temu. Zapewne jednym z powodów był dość rzadki typ przedniej maski, która posiadała rzadko spotykane już dzisiaj otwory.

Nad niebieskim Jaguarem moglibyśmy rozpływać się godzinami. Choć nie przedstawiał on największej wartości pod względem finansowym, jego dostojne kształty podobały się chyba każdemu, kto chociaż raz obejrzał drugi odcinek „Parady Oszustów”. Na zdjęciach widzimy jego słaby, choć nie najgorszy stan z początku lat dwutysięcznych. Czy wiedzieliście, że ta angielska limuzyna znajdowała się na sporządzonej przez Tadeusza liście „samochodów na wymianę” jeszcze dobre 30 lat temu? Wow!

Jeden z niewielu samochodów w kolekcji, które zostały pozostawione same sobie w stanie połowicznej renowacji. Podobnie jak kremowy Plymouth Sport Fury, jasny Adler miał także w niedługim czasie zasilić szeregi pozostałych eksponatów z głównego pawilonu. Ciekawe jakby wyglądał w przeznaczonej pod muzeum hali, o którą do końca swych dni starał się grodziski kolekcjoner.

Stoewer R150 Cabriolet z połowy lat trzydziestych był jeszcze do niedawna sporą zagadką. Zdradził go poniekąd wystający „bagażniczek”, w których tak bardzo lubował się Tadeusz Tabencki. W końcu nawet jego ukochany Mercedes był wyposażony w niemalże identyczny patent! Co ciekawe, integrujący się z matką naturą Stoewer do końca miał na sobie założone stare, gliwickie blachy.

Kolejne DKW w naszym zestawieniu, choć nie tak oczywiste. Ekskluzywny kabriolet od samego początku był garażowany w bezpiecznym z początku miejscu. Musiał skrywać za sobą niesamowitą historię, skoro Tadeusz wolał ulokować go pod dachem w całkiem doborowym towarzystwie.

Tatra 57 Cabriolet była jednym z kilku samochodów, które jeszcze za życia właściciela zbioru były praktycznie kompletne. Choć stojący w jednym z blaszaków wóz z daleka przypominał porozkręcany wrak, większość z jego elementów pochowana była w stojących obok kartonach. W innym garażu leżała zaś kompletna pokrywa silnika, którą możecie podziwiać na jednym z ujęć.

Mylony od wieków z Chevroletem Witolda Rychtera Dodge, odkąd sięgamy pamięcią, malowany był w rozmaite barwy. Choć większość elementów jego karoserii zdobiła już gruba warstwa Hammerite’a i kilku lakierów – samochód nie przetrwał ciężkiej próby czasu. Szczególnie nie pomógł mu w tym bezmyślny wybryk pewnego dzieciaka, który prawie doprowadził do sprasowania przedwojennego Amerykańca na jednym z pobliskich złomowisk.

Zakupiony przed laty od mieszkającego w Krasnymstawie człowieka Ford Model A był iście gangsterską furą z początku lat trzydziestych. Choć Tadeusz otrzymywał co roku teczki pełne zaproszeń od klubów zrzeszających miłośników tego typu aut, jego Ford nigdy nie doczekał się kompletnej renowacji. Co gorsza, przez długi czas wyglądał jak zatopiony na Titanicu wrak. Egzemplarz ten został uratowany przed zniszczeniem przez jednego z pasjonatów, który w porozumieniu z Wacławem Tabenckim postanowił odebrać zmęczony życiem wrak. Czy wiedzieliście, że dokładnie ten sam wóz posłużył także do laminatowego odbicia jego karoserii, które zachowało się do dnia dzisiejszego?

Możecie nie wierzyć, ale to zjedzone przez rdzę podwozie należało niegdyś do przedwojennej limuzyny Mercedesa, a dokładniej modelu 230. Już pod koniec lat osiemdziesiątych owy Merc nie wyglądał już najlepiej. Bardziej przypominał on samochód będący dawcą części do kolejnego projektu. Około 2001 roku wóz przypominał już bardziej wynajmowany do filmów wojennych wrak, który doskonale wpasowałby się w produkcje takie jak „Czas Honoru” czy „Miasto 44”. Nie było mu jednak zagrać w nowożytnych produkcjach filmowych, choć wcześniej mógł on pojawić się nieraz na srebrnym ekranie.

Jedno z kilku BMW Dixi, które zdołał zgromadzić Tadeusz Tabencki. Ten egzemplarz również był szykowany pod renowację. Choć pierwsze w historii BMW nie było może mistrzem przestronności, za jego zaletę można było uznać to, że śmiało mieścił się w każdym kącie krytego falistą blachą garażu. Czy uwierzylibyście, że jeszcze przed II wojną światową, takimi samochodami chętnie poruszali się także… weterynarze?

Kolejne „Steyrki”. Tym razem z posesji znajdującej się przy ulicy Orląt. Czy wiecie, że ta zielona sztuka parkowała niegdyś koło wyczynowych Bugatek składowanych w tym samym miejscu? Kto by pomyślał…

Stary Chevrolet dzielnie starał się znosić coraz to gorsze warunki panujące w tym miejscu. Bardzo możliwe, że Tabencki używał go kiedyś w roli prywatnej lawety, którą bez problemu mógł zwozić na swój teren niektóre z „mniej jezdnych” samochodów. Ciężarówka zagrała przynajmniej w dwóch wojennych filmach, a następnie trafiła pod płot. Na szczęście udało się jej przetrwać do dnia dzisiejszego, będąc uratowaną przez jednego z miłośników zabytkowej motoryzacji.

Całkiem niedawno wspominaliśmy na naszej stronie o sportowej wersji Adlera, który miał być prezentem od Tadeusza dla Pana Mirosława Wnuczka. Dopiero teraz w ręce wpadło nam zdjęcie sprzed lat, na którym doskonale widać prowizoryczną ochronę przed deszczem w postaci nakrycia sporządzonego ze starego, „mercedesowskiego” dachu.

Następny okaz. Tym razem nieco nowsza Tatra 57B, której nie było dane mknąć po polskich szosach. Zamoknięta trawa i spadające z pobliskich drzew liście od wielu lat były jej smutną codziennością. Już po samym stanie zewnętrznym możemy wywnioskować, że do kolekcji trafiła jeszcze w czasach, kiedy mało kto interesował się w kraju tego typu „weteranami szos”.

A teraz mały rzut oka na teren za głównym pawilonem. Swojego czasu stało tam naprawdę sporo niemieckiego dobra. W oddali widać także żółto-niebieskiego Fiata 600, którego karoseria po latach stania na zewnątrz, nawet przy małym dotknięciu - zaczynała chybotać się w rytmie samby. Niedługo pokażemy Wam filmik z jego udziałem.

Prawdziwy cmentarz samochodów. Nawet poczciwy Morris Minor wygląda tu na o wiele starszego niż był w rzeczywistości. Na długi czas postoju niektórych z maszyn wskazywać może wypalona przez słońce „PL-ka” widniejąca na szybie stojącego tuż obok Fiata 125p.

Ktoś z Was poznaje ten czarny samochodzik? Dokładnie tak – to leciwy Adler Trumpf Junior, który w niemalże tym samym miejscu (i ciut gorszym stanie) stał jeszcze w 2016 roku! Choć nie były to może nadzwyczajnie zaawansowane technicznie pojazdy, ich solidna blacha potrafiła przetrwać naprawdę wiele.

Niestety, tego samego nie można było powiedzieć o przyjaźnie wyglądającej „Topolince”. Kto wie, może ten zjadany przez rdzę egzemplarz był w przeszłości jedną z nagród, które pod koniec lat trzydziestych można było wygrać w konkursie Polskiego Radia?

A na koniec nietypowy duet – opadający z sił Opel Kapitan oraz… sportowy Wanderer W25K Roadster! Kto by pomyślał, że ta mała kupka blachy w szarym kolorze spędzała niegdyś sen z powiek polskich automobilistów.

Na dzisiaj to już wszystko. Zapewniamy Was jednak, że magia i urok samochodów sprzed wojny jeszcze nieraz zagości na naszej stronie, bo w kolekcji Tadeusza Tabenckiego było ich o wiele więcej. Może następnym razem będą to „najtłustsze” limuzyny? A może będzie to leksykon samochodów posiadających słynną gwiazdę na masce? Już niebawem się o tym przekonacie!

Tekst: Marcin Zachariasz

Zdjęcia: Krzysztof Werkowicz, Artur Węgler