Amerykańskie marzenie - Buick Electra

Przepis na amerykański samochód z lat siedemdziesiątych? Muskularny roadster z ryczącą V8-ką pod maską czy może bulwarowa limuzyna z obszytymi skórą kanapami i chłodzącym się w barku Martini? Pytanie to z pewnością musiał wielokrotnie sobie zadawać Tadeusz Tabencki, którego wciąż powiększający się zbiór obfitował już w kilka amerykańskich wozów. W głównym pawilonie znajdowały się aż cztery kolosy – dwa modele Plymoutha – Duster i Sport Fury (często określanego jako Savoy), potężny Chevrolet Bel Air z końca lat pięćdziesiątych, a także Ford Mainline, którym prócz komunistycznych polityków, bardzo chętnie poruszała się niegdysiejsza kuria. Prócz stałej ekspozycji, kilka sztuk weteranów „zza wielkiej wody” można było dojrzeć na zewnątrz.

Jednym z takich pojazdów był granatowy Buick Electra 225 z 1974 roku. Od wielu lat był on stałym krajobrazem posesji, na której znajdowała się willa Państwa Tabenckich. Pod koniec lat siedemdziesiątych wozy tej klasy były istnym przykładem potężnego dobrobytu, w którego opływał ich właściciel. Po paru latach cały ten prestiż mógł stać się nieco kłopotliwy z powodu brakujących części oraz niezwykle paliwożernych silników. Nie bez przyczyny w owym Buicku oryginalna jednostka napędowa została szybko zamieniona na dużo popularniejszy motor Mercedesa.

Ponadto, długa na parę metrów Electra została przyozdobiona uwielbianymi przez Tadeusza Tabenckiego dodatkami. Pod maskę trafił zestaw głośnych fanfar, a na przedniej szybie znalazła się blenda reklamująca jedną z marek wyrobów tytoniowych. Tuning wczesnych lat osiemdziesiątych nie mógł się obejść bez uwielbianych przez właściciela kolekcji halogenów – te z kolei pojawiły się na przednim zderzaku. Lepszą widoczność zapewniał także komplet plastikowych lusterek zapożyczonych z poczciwego malucha.

„Wielkiego Buicka dziadek odkupił jakoś w latach osiemdziesiątych. Jeździł nim wtedy jeden z mieszkańców Pruszkowa, który zajmował się zwierzętami, a dokładniej miał go właściciel sporej stajni kucyków” – wspomina znajomy Tadeusza Tabenckiego.

Według niektórych opowieści, dobrze zakonserwowany samochód można było czasem spotkać kursującego pomiędzy okolicznymi miastami, a w tym Otrębusami, które Tadeusz odwiedzał jeszcze w 1995 roku, czyli zaraz po oficjalnym otwarciu. Zaparkowany pod domem wóz sprawiał wrażenie jakby od czasu do czasu był używany.

„Pamiętam dobrze jak Tadeusz przyjeżdżał do nas Electrą wraz ze swoim kierowcą. Na swoim terenie miałem sporo zdekompletowanych samochodów, które udało mi się uratować przed złomowaniem i były dobrymi dawcami części. Wytropił to również Tadzio, który wybierał sobie spośród nich najpotrzebniejsze elementy i sam zanosił do bagażnika swojego samochodu. Te wszystkie syrenki, które służyły mu jako blokady na działce – w większości odkupił ode mnie” – dodaje znajomy Tadeusza.

Prócz swoich sporych walorów transportowych, granatowy kolos z ulicy Krasińskiego zachęcał do dłuższych wojaży swoim niebywale przytulnie urządzonym wnętrzem. Cała tapicerka była w kolorze kremowym posiadająca błyszczące spinki. Wolno toczący się po drodze Buick wyglądał jakby został rodem wyciągnięty z gangsterskiego filmu – i miało to swój niepowtarzalny urok! Prezentowany na archiwalnych fotografiach model nie przedstawiał niestety zbyt dużej wartości w latach dziewięćdziesiątych. Świadomość z tego zdawał już sobie sam Tabencki, który ze względu na swój wiek - poruszał się już wtedy wyłącznie w towarzystwie swojego kierowcy. Tak więc coraz mniej użytkowany Buick blokował swoją potężną karoserią w pewnym sensie wjazd na tylną część posesji, gdzie stały o wiele bardziej wartościowe samochody. Poniżej prezentujemy Wam unikalną fotografię Tadeusza Tabenckiego w towarzystwie kolekcjonera zabytkowych samochodów z Niemiec. Radośni Panowie pozują do zdjęcia opierając się o legendarnego Buicka.

Kilka lat po śmierci Tadeusza Tabenckiego samochód ten - choć nie tak piękny jak dawniej – wciąż trzymał się w niezłym stanie. Z jego karoserii zaczęły powoli znikać pojedyncze emblematy, a zamknięte na klucz wnętrze zaczęło nabierać coraz więcej wilgoci. Pomimo tego Buick nie był aż tak zdemolowany jak kilka pozostałych aut stojących na działce. W następnych latach został on przepchnięty metrów dalej, nieopodal bramy wjazdowej. W tym miejscu pozostał już do samego końca. Prawdziwa dewastacja samochodu miała miejsce prawie 10 lat temu. Buszujący w poszukiwaniu zardzewiałych skrawków metalu złodzieje odważyli się na prawdziwie drastyczne czyny. Z Electry zostały wyrwane chromowane zderzaki oraz dawne tablice. Wspomniane wcześniej, ozdobne spinki we wnętrzu zostały prymitywnie powycinane tępym nożykiem, a resztki drewnianego wykończenia deski rozdzielczej można było znaleźć niemalże na całym terenie działki. Wyłamana na siłę klapka schowka ukazała skrywane po latach radio oraz pluszowe miśki, które zalegały tam od dłuższego czasu.

W 2016 roku niegdyś majestatyczna maszyna rodem z amerykańskiego filmu drogi finalnie opuściła bramy niegdyś bezpiecznego rewiru. Wtargany na lawetę wóz ledwo trzymał się jako całość. Następnie został przewieziony na jedną z działek mieszczących się w pobliżu stolicy. Choć nie był to może najciekawszy samochód z kolekcji, to Tabencki przez długie lata traktował go z należytym szacunkiem. W czasach swojej świetności cały komplet oryginalnych kluczyków amerykańskiego krążownika był przechowywany w oryginalnym etui z logo marki, które udało nam się ocalić od zapomnienia...

Tekst: Marcin Zachariasz/Bartłomiej Ślusarek

Zdjęcia: Krzysztof Werkowicz, Jerzy Wawrzyński, Jacek Drożdż, Robert Jaryczewski, Sylwester Śmietana, archiwum prywatne autorów